sobota, 31 maja 2025

Pies

Jestem jak pies. Najpierw ktoś pozwolił mi na bliskość, która doprowadziła do przywiązania, a potem zostałem odstawiony, jak alkohol przez alkoholika, który przeszedł na abstynencję. Tylko że ja zupełnie nie rozumiem tego odstawienia. Nie jestem złem ani uzależnieniem. Jestem do przyjaźni i kochania, a nie odstawiania, porzucania i zapominania.
Przywiązany gdzieś do czegoś, tkwię w niebycie, bo ani nie jestem, ani mnie nie ma. Nie wiem, co mam robić. Czekać? OK, ale jeśli tak, to jak długo? I czy jest na kogo i na co czekać? Może czekając tylko tracę czas? A może chodzi o to, bym jeszcze bardziej tęsknił, szalał? Mam leżeć cicho i spokojnie, nie zwracając niczyjej uwagi, czy może nerwowo krążyć wokół uwiązanej smyczy, warczeć, szczekać i zaczepiać każdego, kto znajdzie się obok? A może już teraz, jak najszybciej zacząć intensywnie rozglądać się za nowym panem? Jeśli zacznę się łasić, skamleć i będę miły, to może ktoś się zlituje, odwiąże mnie i przygarnie, pokocha, a ja odwdzięczę się mu swoją pisą miłością i wiernością. Czyż to nie jest proste?
Może nie jestem ideałem, bo gdzieś tam kiedyś zdarzyło mi się zawarczeć, a może nawet i ugryźć. Może też uchapałem kawałek dywanu? Może podgryzłem nogę od mebla, poszarpałem narzutę na kanapę i rozrzuciłem owoce, ale przecież jestem twoim idealnym życiowym towarzyszem, najlepszym przyjacielem jakiego masz, kompanem na spacerach, partnerem we wspólnym leniuchowaniu, oglądaniu telewizji i wcinaniu przegryzek, idealnym powiernikiem sekretów, no i… chyba najważniejsze – zawsze się cieszę, gdy tylko cię widzę, co znaczy, że bardzo cię kocham moim psim serduchem. Zawsze uważny i czujny na ciebie, pozostaję do usług, zatem możesz na mnie liczyć. Będę cię bronił nawet przed samym tobą i będę przy tobie, nawet gdy nie będziesz chciał. Możesz też się do mnie przytulić i dać mi coś dobrego do chapnięcia. Jestem zawsze chętny do zabawy z tobą. Zamerdam ogonem, dam głos, podam łapę, zaaportuję, wykonam komendę i na koniec obliżę ci gębę.

poniedziałek, 26 maja 2025

Krótkodystansowcy

Krótkodystansowcy to ludzie sprawdzający się na krótszą lub dłuższą, ale jednak tylko chwilę. Nie dla nich długie dystanse, maratony i biegi z potem na czole i całym ciele. Są niczym sprinterzy. Wystartują, biegną szybko, czasem nawet bardzo szybko, i już za chwilę są na mecie. I wtedy to jest już koniec. To wszystko. Niczego więcej nie ma i nie będzie.
I choć pewne jest, że w życiu zawsze jest start i meta, to jednak dla kogoś, kto nie jest świadomy czyjejś krótkodystansowości, start wydaje się tylko początkiem, bez widocznej mety i końca. Owszem, w życiu są różnego rodzaju projekty, które zaczynają się i kończą, choćby szkoła, studia, kursy, szkolenia, ale ludzie? Z ludźmi jest podobnie, tyle tylko, że na co dzień nikt się nad tym nie zastanawia i na ogół z góry nie wie, kto jak długim będzie projektem w życiu, i to nawet mimo wcześniejszych deklaracji, danego słowa, składanych przyrzeczeń i przysięgania. Nawet wówczas, gdy umawiasz się na czas określony i na starcie już wiesz, widzisz gdzie będzie meta, to jednak zawsze jest też możliwość przedłużenia umowy, zwłaszcza gdy ze współpracy zadowolone są dwie strony.
Czy z krótkodystansowca można zrobić długodystansowca? To zależy, głównie od tego, czy on sam będzie tego chciał, czy z jakichś powodów zacznie mu na tym zależeć. Niejednokrotnie jest tak, że rzeczy niemożliwe jednak stają się możliwe, a te możliwe już nie.
W funkcjonowanie ze sobą dwojga ludzi mogą wkraść się różne błędy i nieporozumienia, które zazwyczaj można z łatwością wyeliminować, o ile tylko naprawdę się tego chce i nie tylko rozmawia się o nich, ale i zmienia postępowanie, dostosowując je do panujących możliwości zarówno swoich, jak też tej drugiej osoby. Brak przebaczenia, odpuszczenia, brak kompromisów i stawianie wyłącznie na swoim w końcu może doprowadzić do skrócenia nawet tego najdłuższego dystansu, który był planowany do wspólnego pokonania, do zakończenia nawet tego, co miało i mogło być na bliżej nieokreślone zawsze. W ten sposób zamiast potencjalnego długodystansowca mamy do czynienia z kimś, kto zostaje krótkodystansowcem.

środa, 21 maja 2025

Długodystansowcy

Długodystansowcy to wszyscy ci ludzie, których poznajesz i oni zostają w twoim życiu. Jeśli nie na zawsze, to na tyle długo, by być ważną jego częścią, z którą się liczysz. Nie przestraszą ich jakieś perturbacje, pojedyncze kłótnie, sprzeczki i nieporozumienia. Przeczekają wszelkie wahania nastrojów, kaprysy, fochy i dąsania, burze, nawet te z piorunami, gradobicia, śnieżyce i inne niekorzystne warunki atmosferyczne. Ze spokojem dotrwają do rozpogodzenia. Są pewni i solidni, niczym skała, na której możesz oprzeć fundament budynku.
Długodystansowcy są niczym maratończycy. Nie trafisz na nich w biegach na krótkie dystanse, ale znajdziesz ich tam, gdzie do pokonania będzie wiele, zazwyczaj nie tylko łatwych i przyjemnych, ale i trudnych, ciężkich kilometrów. To na długodystansowcach oparte jest całe nasze życie. Bez nich byłoby bardzo trudno, bo choć krótki dystans ma swój urok i znaczenie, to jednak długi dystans to filar, na którym budować można nie tylko tu i teraz (teraźniejszość), ale także jutro, pojutrze i popojutrze (przyszłość). Każdy w swoim życiu potrzebuje takiego długodystansowca, by pewnie móc kroczyć do przodu, ze wsparciem, dumą i głową uniesioną do góry.

piątek, 16 maja 2025

Stawianie oporu

Najczęściej stawianie oporu ma sens, gdy ma się do czynienia z wrogiem, ale w czasach pokoju wykorzystywane jest także nie tylko do zwalczania przeciwników, lecz również – co dość przekorne – sprzymierzeńców. U stawiaczy oporu wyraźnie można poczuć postawioną ścianę, mur, który został zbudowany po to, by się odgrodzić, odseparować, odciąć, zdystansować, jak też po to, by uniemożliwić łatwe i proste dotarcie. Gdy dojdziesz do muru, to najlepiej będzie jeśli po prostu się od niego odbijesz i odskoczysz jak najdalej. Daj sobie spokój ze ściąganiem na miejsce ciężkiego sprzętu i próbami sforsowania cudzej niechęci do siebie. Po co ci ktoś, kto zamiast przyjaznego nastawienia i otwartości rzuca kłody pod nogi? Może jeszcze wtedy, gdy poczujesz, że dopiero rosną mury stawianego oporu, jest szansa, by zainterweniować i przerwać budowlę wyznaczającą granicę dwóch światów. Może? Bo później to już raczej nie. Świeżo ukończona budowla ma na celu pokazanie dumy tego, kto ją wybudował między innymi z tego, że nie ma już dostępu ten, kto pozostał po drugiej stronie muru. Zatem do czasu, gdy budowla nie zwietrzeje i gdy nie zacznie ją nadgryzać ząb czasu, raczej nie ma szans na jej ruszenie z miejsca, na przełamanie lodów. Trzeba poczekać do takiego momentu, gdy w zapomnienie pójdzie powód powstania muru, gdy będzie on już bez znaczenia. Wówczas pojawi się szansa na ominięcie przeszkody lub w jakiś sposób jej przeskoczenie, sforsowanie, co w ostateczności będzie mogło doprowadzić do pokojowego zburzenia muru i zbudowania na nowo relacji, które zostały utracone. Oczywiście nie będzie to już nigdy tym, czym wcześniej było, ale czas leczy rany, zatem może też sprawi, że pojawi się nowe otwarcie i może nawet możliwości, których nigdy wcześniej nie było. A może jednak, mimo wszystko, będzie jeszcze lepiej niż wcześniej było?

niedziela, 11 maja 2025

Śmiertelnie zmęczony

Jestem śmiertelnie zmęczony codziennymi zmaganiami z wszystkim i z wszystkimi, mniejszymi lub większymi próbami dogonienia codzienności, świata – tego wokół mnie, który zamiast być coraz bardziej przychylny i przyjazny, staje się coraz bardziej niezrozumiały i obcy, i to tylko dlatego, że ciągle się zmienia i nieustannie ucieka, gna do przodu, a ja już nie mam siły, by gonić go i z wszystkim nieustannie nadążać. Uciekają mi ludzie, przepływają przez palce. Niby codziennie jesteśmy wszyscy razem, a nie ma nikogo. Codzienny tak zwany kontakt z wszystkimi oznacza brak kontaktów z konkretnymi ludźmi. Jest powierzchowność. To wszystko. Nie ma czasu i ochoty na jakąkolwiek głębię, na refleksję, na zatrzymanie się w miejscu i zerknięcie zarówno w głąb, jak też i dookoła siebie. Nikt z nikim się nie spotyka albo – jeśli to robi – to gdzieś pomiędzy jakimś jednym a innym drugim. Szybko, krótko, płytko, i jeszcze podczas tego spotkania rywalizacja z wydającym różne dźwięki telefonem.
Z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc i z roku na rok jest coraz trudniej. Jestem tym bardzo zmęczony – fizycznie i psychicznie. Codziennie padam na kanapę powalony dniem pracy, a przecież nie jestem górnikiem pracującym kilofem w kopalni na przodku. Telewizor i możliwość przyłożenia głowy do poduszki i zaśnięcia przed nim, stają się moim codziennym kołem ratunkowym, którego się chwytam z radością, by doznać ukojenia, bezmyślności i wewnętrznego zbawienia. Nie mam werwy i nastroju. Po prostu jestem zmęczony i chcę spokoju. Chcę oderwania od tego wszystkiego, co się wokół mnie dzieje, ale oderwanie nie przychodzi nawet wówczas, gdy zasnę.
Nie wyrabiam już z ciągłą presją, źle sypiam, intensywnie śnię w nocy i ciągle coś przeżywam, rzucam się. Walczę z kimś lub czymś i walę rękami z taką siłą, do której za dnia, na jawie w ogóle nie mam dostępu. Boję się, że podczas snu sam sobie nieświadomie zrobię jakąś krzywdę. Próbuję zawijać się w kokon i w ten sposób chronić siebie przed sobą.
Bardziej mnie męczą niż cieszą nieustanne nowinki pojawiające się w każdej życia dziedzinie. Kolejna nowa rzecz to znów coś do pilnowania i sprawdzania, o której trzeba pamiętać. Już nie tylko terminy, teraz też wszędzie są loginy, piny, tokeny, hasła i nieustanna konieczność ich rozbudowywania, by były coraz bardziej skomplikowane. Jak to wszystko zapamiętać i ogarnąć? Wszędzie dookoła tylko nowości i zmiany, zmiany, zmiany. I wszyscy nadążają, zatem pojawia się strach i pytanie: Co to będzie, gdy ja nie nadążę?
Las zmian, a wszystko po to, by nam wszystkim, bo przecież nie tylko mnie samemu, było lepiej, by żyło się łatwiej i prościej, wygodniej. A mnie już głowa pęka od tych wszystkich ułatwień i udogodnień. Patrzę na to i nijak mi nie wychodzi, że daję radę, co najwyżej dobrze się maskuję i udaję, uśmiecham się do złej gry.
Kiedyś lubiłem pęd, ale dziś mnie męczy. Chciałbym się zatrzymać i pozostać w miejscu, i ciągle nie mogę sobie na to pozwolić, bo życie goni i mną pogania. Jak się przewrócę, to będzie problem, więc może lepiej biec dalej i nie oglądać się za siebie, bo przecież to, co było nie wróci już więcej, a to co jest dziś za chwile też nie będzie.

wtorek, 6 maja 2025

Słomiacze i słomiany zapał

Człowiek, któremu zależy, bardzo się stara. Chce być ciągle przy obiekcie swego chcenia i w zasadzie to się z nim nie rozstawać, z wyjątkiem chwil absolutnie koniecznych. Miło jest chcieć kogoś i miło, gdy ktoś nas chce. A już najlepiej, gdy jest to relacja zwrotna. Czy zatem, jeśli już coś takiego naprawdę się ma, można to lekceważyć, bagatelizować i ostatecznie dążyć do tego, by z tego zrezygnować? Czy chcenie można zamienić na obojętność, niechcenie lub porzucenie? Dlaczego? Po co? Na co? Jak?
Niektórzy ludzie, nazwę ich słomiacze, zapalają się  lub bardziej napalają  bardzo szybko i zaraz potem szybko też gasną, stygną. Wykazują się takim..., powiedzmy że... słomianym zapałem. Chcą coś i jednocześnie tego nie chcą. Sami nie wiedzą, na co się w końcu zdecydować i czy w ogóle podejmować jakąkolwiek, zwłaszcza ostateczną decyzję. Słomiacze chcą coś i jak od razu tego nie dostaną, to czują się rozczarowani i zawiedzeni, obrażają się i zniechęcają. Taka dziecinada. Niezadowolenie może też przyjść i wówczas, gdy słomiacze od razu dostaną wszystko. Wtedy to bardzo szybko poczują się znudzeni. Już nie będzie niczego, czym można by ich zaskoczyć, zachęcić i pobudzić do działania.
Słomiacze nie powiedzą ci o co chodzi. Przemawiać za to będą ich czyny. Będą zachowywać się w sposób kompletnie dla ciebie niezrozumiały, często dokładnie odwrotny od tego, czego normalnie i zwykle byś się mógł spodziewać. U nich po bliskości następuje oddalenie, przepaść, w którą wpadasz, bo coś, czego kompletnie nie rozumiesz, siedzi w ich głowach. Krok do przodu, szczególnie w stronę zrozumienia i bliskości, spowoduje jakiś rodzaj ucieczki, czyli dwa kroki do tyłu. Po oddaleniu adekwatnie następuje bliskość, ale za każdym razem po przejściu całego cyklu tej sinusoidy masz wrażenie, że w nowym cyklu jest już jakoś gorzej niż było wcześniej. W miarę upływu czasu sprawy nie stają się bardziej poukładane i prostsze, ale z niewiadomych przyczyn wręcz ciągle jeszcze bardziej się komplikują, stając się niewiadomą trudną do przewidzenia. Zamiast coraz większego i lepszego zrozumienia, jest dystans i poczucie, że lepiej to już było. A wszystko to w jakiejś niezrozumiałej walce z czasem lub niby z czasem. I niby to wszystko dzieje się naturalnie, ale jednak czujesz, że niekoniecznie i nie do końca. 
Na postępowanie słomiaczy nie ma reguł. Nie ma także postawy właściwej dla przeciwdziałania i powstrzymania tego dziwnego i dziwacznego zachowania, ponieważ nigdy nie wiadomo, co komu siedzi w głowie. Słomianego zapału w żaden sposób nie da się rozpoznać, dlatego absolutnie zawsze trzeba się zachowywać tak, jakby go nie było na tym świecie. Co ma wystygnąć, to i tak wystygnie, bez względu na wszystko, a co ma być, to będzie. Jednak w tym wszystkim tylko jednego chciałoby się uniknąć  trwałego zaniedbania i porzucenia oraz ogromnego rozczarowania.
To przykre, gdy czujesz, że ktoś odgania się od ciebie, jak od muchy, która lata koło nosa. Nikt nie chce czuć się natrętem i być tam, gdzie jest lub gdzie czuje się niechciany. 

czwartek, 1 maja 2025

Nauczyciel 2

Najlepszy nauczyciel to taka osoba, która uczy wielu dobrych i potrzebnych rzeczy, o których istnieniu może nawet nie wiedziałeś, a ty nawet nie czujesz, że zachodzi proces uczenia, czyli przekazywania wiedzy i pokazywania nowych możliwości. Dzieje się tak między innymi wtedy, gdy naprawdę interesuje cię to, czego się uczysz i gdy masz świadomość, że wszystko to, co przyswajasz nie jest tylko i wyłącznie jakąś wydumaną teorią i abstrakcją, ale rzeczą w zasadzie gotową do wykorzystania w praktyce i z pewnością w życiu do czegoś ci się przyda.
Dobrze, gdy uczeń rozumie nauczyciela i to, co ten tłumaczy, wyjaśnia, bowiem tylko wówczas jest szansa, że uczeń nauczy się rzeczy, które na początku z pozoru mogły wydawać się nieprzystępne, skomplikowane i trudne. Uczeń musi też rozumieć, że nie uczy się dla kogoś lub dla dobrych ocen, ale dla samego siebie. I chociaż z pewnością po drodze nauczania znajdą się też rzeczy niechciane, to jednak warto je poznać, choćby tylko dlatego, że nigdy nie wiadomo kiedy i do czego mogą się przydać.
Studiować można dosłownie wszystko, i to nawet bez wychodzenia z domu i bez jakiegokolwiek instytucji, takich jak uczelnie wyższe i nauczyciele akademiccy. I choć to bardzo trudne zadanie, to jednak nauczycielem można być także dla siebie samego. Z wielu książek i artykułów można sporo wyczytać i się dowiedzieć. W internecie ludzie pokazują jak samemu coś zrobić, naprawić, ugotować, zatem można podpatrzeć coś u innych i adaptować to na własne potrzeby. Z kolei z lekcji życia można wyciągać wnioski, które mogą wiele nauczyć i wpłynąć na korektę lub zmianę zachowania w przyszłości.
Nauczyciel musi mieć świadomość, że kształci nie dla siebie, swego blasku lub jakiejkolwiek korzyści, ale po to, by to inni mogli czerpać z tego, czego uczeń się nauczył. Powinien też wiedzieć kiedy i gdzie pokierować ucznia dalej, by ten mógł nauczyć się jeszcze więcej. To trudny etap, który zarówno dla ucznia, jak i nauczyciela oznacza rozstanie bez jakichkolwiek możliwości powrotu do tego, co było. Taka jest właśnie rola nauczyciela, który jest w nas i którym - krócej lub dłużej - jest każdy z nas.

(Czytaj też wpis pt. "Nauczyciel")