poniedziałek, 30 listopada 2020

Zapomniane zobowiązania

Każdy podejmuje i ma jakieś zobowiązania, a potem, zwłaszcza im dalej od ich podjęcia, po prostu mniej lub bardziej o nich pamięta, a czasami wręcz kompletnie zapomina, zupełnie jakby ich nie było. Gdzieś po drodze, przypadkiem lub celowo gubi się także zwykła przyzwoitość. To może być i czasami bywa nawet zabawne, groteskowe, ale gdy sprawy są poważne, wówczas zwykle nikomu nie jest do śmiechu. Zobowiązania są fajne, ale tylko do czasu, gdy nie zaczną uwierać niczym ciasny gorset, który ma maskować niedociągnięcia figury. Zobowiązania, niczym obowiązki, dość chętnie i z łatwością odkładane są gdzieś na bok, na później, na bliżej nieokreślone potem. Po latach z łatwością odchodzi w niepamięć to, co wcześniej było istotne, ważne. Zmieniają się priorytety i różnego rodzaju możliwości. To, co wcześniej, jeszcze wczoraj było deklarowane, obiecywane, przyrzekane i przysięgane, często już dziś, a co dopiero jutro przestaje mieć większe lub wręcz jakiekolwiek znaczenie. Pojawiają się nowości, a wraz z nimi chęć, ochota, by z tego korzystać. I gdy tylko dopuści się myśl, że nikt ani nic nie może stanąć na przeszkodzie, by na wszelkie możliwe sposoby realizować siebie, wówczas do lamusa odchodzą wcześniejsze wspólne zobowiązania. Często bowiem wydają się nie pasować do zmieniającej się każdego dnia rzeczywistości. Stare zobowiązania, sojusze, struktury, układy, umowy wcale nie muszą w czymś przeszkadzać. Przeszkodą może być jednak myślenie, że stoją na drodze do zmian. Zwykle przy otwartości stron różnego rodzaju porozumienia można choćby tylko częściowo modelować, zmieniać i dostosowywać, dopasowywać do nowych wyzwań, oczekiwań i możliwości lub chociaż próbować renegocjować, osiągając porozumienie albo tylko kompromis. Często po prostu, choć nie zawsze są niewygodne, dla pozornej wygody stare zobowiązania po cichu zostają zapominane, co niesie ze sobą konkretne konsekwencje.


czwartek, 26 listopada 2020

Rozsadzanie od środka

Rozsadzanie od środka jest niczym partyzantka, która niekoniecznie i nie tylko działa jawnie oraz otwarcie, prowadząc oficjalną i powszechnie widoczną walkę wręcz, ale funkcjonuje głównie w konspiracji, niejednokrotnie próbując w zamaskowaniu przeniknąć do środka, starając się na wiele różnych sposobów doprowadzić do przegranej swego wroga. Tak dzieje się lub może się dziać na wojnie, jednak jak pokazuje praktyka – nie tylko. Otóż partyzantka może także działać w czasie pokoju, tocząc walkę z kimś, kto nie jest żadnym wrogiem, kto po prostu myśli inaczej i ma odwagę, a może wręcz czelność dopominania się o swoje prawa i manifestowania ich nie poprzez ciche siedzenie w zamknięciu domowym, ale na ulicach, wraz z innymi, tak samo lub podobnie myślącymi ludźmi.
Pojedynczy ludzie lub całe grupy, udając tych, kim nie są i wyglądając jak ci, z którymi walczą, próbują rozsadzić od środka to, co zostało zorganizowane. Tak wygląda walka w czasach pokoju, walka siostrzana i bratobójcza, której celem jest poróżnienie nas ze sobą tak bardzo, jak to tylko da się zrobić. Ci, którzy powołani są po to, by służyć i pomagać, wykorzystywani są i godzą się na to, by siać strach, lęk, niepewność. Ci, którzy powinni bronić – atakują. Do czego ma to doprowadzić? Do kompletnej destabilizacji i ruiny tego, co zostało wcześniej zbudowane w demokratycznym i liberalnym duchu pluralizmu, wolności, solidarności? Kto zatrzyma nas Polaków w tym narodowym szaleństwie plucia na siebie nawzajem? Dlaczego ogłupieni i zaślepieni przez tych, co z nas drwią i kpią prosto w oczy, dobrowolnie głosujemy na dyktaturę oraz poddajemy się jej? Dlaczego wybierany niewolę zamiast demokracji i prawdziwej wolności? Dlaczego sami siebie próbujemy rozsadzić od środka?
Trudno pozbyć się wrażenia, że dążymy do samozagłady, że historia nieustannie się powtarza, a my jak byliśmy, tak i głupi pozostajemy, bez względu na poniesione straty i szkody. To dlatego tak wielu z nas Polaków, którzy wyjadą za granicę, nie chce już nigdy wracać na stałe do tego kraju. Czują się dobrze tam, gdzie są. Wolą normalność wśród obcych, którzy są przyjaźni, niż wrogość i nienormalność wśród swoich. Nie muszą niczego rozsadzać od środka i nikt nie próbuje tego w stosunku do nich.

niedziela, 22 listopada 2020

Gościnne występy

Są ludzie wyruszający na gościnne występy, by na nich, poza swym miejscem stałego zamieszkania i na ogół w większym ośrodku, chociaż niekoniecznie, bez większego skrępowania i narażenia na rozpoznanie, poddać się temu, co naprawdę lubią i to w sposób, na który u siebie raczej by sobie nie pozwolili. A wszystko to ze wzglądu na tak zwaną opinię publiczną, z którą się liczą. Tam, gdzie nie są znani, nie muszą się liczyć z nikim ani niczym.
Podczas gościnnych występów po prostu można sobie pozwolić i się sobie pozwala na wiele więcej niż zwykle i u siebie, gdyż nikt znajomy nie patrzy i nie widzi tego, co się robi i dzieje. Znikają moralne hamulce i różnego rodzaju skrępowania. Do tego stopnia, że można się zdziwić, że na gościnnych występach ma się do czynienia z tą samą osobą, którą zna się na jej własnym terenie. Przypomina to trochę podróżujących artystów, którzy ze swym programem jeżdżą po różnych miastach i ośrodkach, aby dać jedno lub nawet kilka przedstawień i po nich znowu powrócić do normalnych, klasycznych obowiązków u siebie w domu, zupełnie tak, jakby gościnnych występów nigdy nie było. Różnica jest jednak taka, że na gościnnych występach artysta gra to samo, co u siebie, podczas gdy osoba wyruszająca na gościnne występy staje się kimś zupełnie innym niż w miejscu swego stałego pobytu.

środa, 18 listopada 2020

Weto

Weto to sprzeciw, ale często też i blokada czegoś, co czeka na przyjęcie. Przez weto nie wchodzi w życie to, co zostało już przygotowane i najczęściej też ostatecznie uzgodnione, dogadane. Z weta można korzystać, ale z umiarem i z rozsądkiem. W rękach szaleńców weto może stać się narzędziem paraliżującym normalne funkcjonowanie. Już samo grożenie wetem wywołuje duże zamieszanie i straty dla grożącego, no ale ostatecznie może być też traktowane jako narzędzie walki politycznej, wszak czym innym jest groźba, a czym innym czyny.
Zdarzało się w historii Polski, i ciągle niestety nadal zdarza, że weto stosowane było jako narzędzie walki politycznej, służące do obrony interesów wyłącznie własnych jakiejś grupy ludzi lub po prostu partyjnych. Weto w naszym kraju powinno źle się kojarzyć, gdyż jego stosowanie pośrednio doprowadziło do zniknięcia naszego kraju z mapy świata na 123 lata.
Weto doprowadza do katastrofy, oznacza bowiem paraliż tego, co powinno normalnie funkcjonować. To rodzaj niepoważnej, nieodpowiedzialnej gry, którą stosuje ktoś, kto idzie w zaparte, nie licząc się z konsekwencjami i kosztami, lansując swoje, wbrew wszystkim i wszystkiemu, wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi, niszcząc lub ośmieszając cały mechanizm, który weto umożliwił. Tracą na tym wszyscy, ale ostatecznie najbardziej, najwięcej straci ten, kto weto zastosował i doprowadził do powstałego w jego wyniku bałaganu. Długo i z wielkim trudem trzeba będzie odrabiać straty wywołane zawetowaniem budżetu Unii Europejskiej przez rząd Polski i Węgier (cóż to za pokraczny sojusz dwóch państw łamiących prawo u siebie w kraju, który skierowany jest przeciw pozostałym dwudziestu pięciu państwom, które jakoby są w błędzie, walcząc o praworządność). Weto to nieodpowiedzialne zachowanie i lekceważenie wartości przyjętych wspólnie przez wspólnotę, która została zaakceptowana w chwili wstępowania do niej poprzez dobrowolną deklarację członkowską.

sobota, 14 listopada 2020

Terapia

Ludzie współczesnego świata potrzebują terapii. Starsi więcej i częściej. Nie oznacza to jednak, ze młodzi się na nią nie kwalifikują i że nie powinni korzystać z jej dobrodziejstw. Terapia kojarzy się jednak z na ogół wygodną kozetką u psychologa lub psychiatry, na której siedząc, opowiada się o tym, co leży na sercu, za co oczywiście najczęściej trzeba też zapłacić, i to nie małe pieniądze, szczególnie że każda terapia rozłożona jest w czasie i podzielona na odcinki niczym serial w telewizji. Nie ma co się oszukiwać, z takiej terapii u płatnego terapeuty korzysta niewiele osób, a skoro tak jest, to znaczy, że każdy musi sobie jakoś radzić. Mniej lub bardziej świadomie uprawiamy terapię w życiu codziennym, i to na wiele różnych sposobów, tych możliwych i dostępnych w danym momencie lub odłożonych w czasie na konkretny dzień i godzinę. Dla każdego co innego będzie lub może być terapią, ale na pewno terapii nie wolno unikać. Należy wręcz jej poszukiwać i indywidualnie stosować dla własnego zdrowia psychicznego. Stosownie do potrzeb, temperamentu, osobowości i możliwości terapią może być zaszycie się w samotności lub wręcz przeciwnie – przebywanie w gronie ludzi – najbliższych bądź też całkiem obcych. Można być w ciszy, słuchać głośnej muzyki lub muzyki jako takiej, najlepiej tej ulubionej, rozmawiać z kimś bliskim, a nawet i obcym, przypadkowym, wyjść na basen i pływać, jeździć na rowerze, spacerować, saunować, czytać książki, artykuły w prasie lub na różnych portalach, oglądać ulubione programy w telewizji, filmy, brać udział w koncercie, spektaklu w teatrze lub być w kinie, wyjść do kawiarni, restauracji, pójść na zakupy, na dyskotekę i tańczyć, wyjechać na weekend albo choćby tylko kilkugodzinną przejażdżkę, wycieczkę, na urlop – krótki lub długi, spędzony koniecznie poza własnym domem. Wszystko to, co odciągnąć może od myślenia o obowiązkach, rzeczach koniecznych do wykonania, co pozwoli zapomnieć o pracy i tym, co bywa i jest stresujące, może być i jest terapią, jakże często niedocenianą, zwłaszcza wówczas, gdy jest na wyciągnięcie ręki i gdy można po nią sięgnąć w dowolnej chwili.
Terapią nigdy nie będzie to, co nas nakręca, denerwuje, wkurza i źle nastraja, ale to, co nas uspokaja, wycisza, zadawala, przynosi radość, satysfakcję i ukojenie, wszystko co sprawia, że żyje się i oddycha swobodnie i lekko.