Jestem jak pies. Najpierw ktoś
pozwolił mi na bliskość, która doprowadziła do przywiązania, a potem zostałem
odstawiony, jak alkohol przez alkoholika, który przeszedł na abstynencję. Tylko
że ja zupełnie nie rozumiem tego odstawienia. Nie jestem złem ani
uzależnieniem. Jestem do przyjaźni i kochania, a nie odstawiania, porzucania i
zapominania.
Przywiązany gdzieś do czegoś,
tkwię w niebycie, bo ani nie jestem, ani mnie nie ma. Nie wiem, co mam robić.
Czekać? OK, ale jeśli tak, to jak długo? I czy jest na kogo i na co czekać?
Może czekając tylko tracę czas? A może chodzi o to, bym jeszcze bardziej
tęsknił, szalał? Mam leżeć cicho i spokojnie, nie zwracając niczyjej
uwagi, czy może nerwowo krążyć wokół uwiązanej smyczy, warczeć, szczekać i zaczepiać
każdego, kto znajdzie się obok? A może już teraz, jak najszybciej zacząć
intensywnie rozglądać się za nowym panem? Jeśli zacznę się łasić, skamleć i
będę miły, to może ktoś się zlituje, odwiąże mnie i przygarnie, pokocha, a ja
odwdzięczę się mu swoją pisą miłością i wiernością. Czyż to nie jest proste?
Może nie jestem ideałem, bo gdzieś
tam kiedyś zdarzyło mi się zawarczeć, a może nawet i ugryźć. Może też uchapałem
kawałek dywanu? Może podgryzłem nogę od mebla, poszarpałem narzutę na kanapę i
rozrzuciłem owoce, ale przecież jestem twoim idealnym życiowym towarzyszem, najlepszym
przyjacielem jakiego masz, kompanem na spacerach, partnerem we wspólnym
leniuchowaniu, oglądaniu telewizji i wcinaniu przegryzek, idealnym powiernikiem
sekretów, no i… chyba najważniejsze – zawsze się cieszę, gdy tylko cię widzę,
co znaczy, że bardzo cię kocham moim psim serduchem. Zawsze uważny i
czujny na ciebie, pozostaję do usług, zatem możesz na mnie liczyć. Będę cię bronił nawet przed samym tobą i będę przy
tobie, nawet gdy nie będziesz chciał. Możesz też się do mnie przytulić i dać mi
coś dobrego do chapnięcia. Jestem zawsze chętny do zabawy z tobą. Zamerdam
ogonem, dam głos, podam łapę, zaaportuję, wykonam komendę i na koniec obliżę ci
gębę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz