piątek, 31 stycznia 2020

Przesiedleniec


Przesiedleńcem jest ktoś, kto sam, z własnej lub nie zawsze z własnej woli, albo na skutek splotu wydarzeń, okoliczności i sytuacji życiowej, w której się znalazł, został wyrwany z naturalnego, rodzinnego, znanego środowiska i skazany na obce, nieznajome i nieznane otoczenie. To ktoś, komu przyszło zmienić teren stałego zamieszkania i w związku z tym znalazł się w nowym, nieznanym siebie miejscu. Niemal wszystkiego musi się uczyć od nowa. Musi się w tym wszystkim odnaleźć i wcale nie ma łatwo, bo najczęściej przesiedleniec nie może liczyć na nikogo ze swoich bliskich, lecz tylko, najczęściej też i wyłącznie, jedynie sam na siebie. Jeśli ma chociaż trochę szczęścia, to trafi na dobrych, życzliwych ludzi, którzy mu pomogą. Jeśli będzie cierpliwy, zaradny i pracowity, wówczas pomału i powoli sam sobie poradzi, do wszystkiego dojdzie i odkryje to, co do życia jest mu potrzebne. Nauczy się tego, co będzie wymagało nauczenia. Mniej lub bardziej oswoi i przyswoi wszystko dookoła i wtedy będzie już u siebie, nawet wówczas, jeśli od jego rodzimych stron owe u siebie jest oddalone o tysiące kilometrów i jest na drugim końcu świata. 
Ma też ogromną szansę, by naprawdę porządnie stanąć na nogi. To, że wokół siebie niczego nie zna i nikogo nie ma powoduje, że swój wolny czas może przeznaczyć – i najczęściej właśnie w ten sposób w siebie inwestuje – na naukę i pracę, i to w dużo szerszym wymiarze niż ktokolwiek inny, miejscowy, który może być rozkojarzony wieloma rzeczami, celami i dążeniami. Przesiedleniec w nowym miejscu i tak nie ma nic do roboty, więc zamiast siedzieć bezczynnie w domu, woli pracować i czegoś się dorobić, bo to gwarantuje stabilność i daje bezpieczeństwo finansowe. 
Przesiedleniec niejednokrotnie potrafi osiągnąć dużo więcej niż ten, który zawsze siedzi na miejscu i jeśli już się wypuszcza, to nigdy niezbyt daleko od tego, co znane. Tubylec nie jest sam, zawsze ma plecy, jest otoczony rodziną i gronem bliższych i dalszych znajomych, którzy mniej lub bardziej zawsze jakoś mogą pomóc, choćby tylko dobrą radą. To może rozleniwiać, a jeśli nie, to z pewnością nie zmusza do samodzielności i niezależności, życia bez zaplecza, na własny rachunek, w niepewności jutra, wśród obcych, którzy – przecież i tak bywa – niekiedy nigdy nie będą swoimi lub dla których ktoś przybyły z zewnątrz zawsze pozostanie tylko obcym.

poniedziałek, 27 stycznia 2020

Atencja


Atencja, czyli uwaga bywa bardzo potrzebna, a podczas wychowania dziecka wręcz niezbędna. Dziecko nie wymaga uwagi tylko wtedy, gdy śpi, a i to nie zawsze, bo nie wszystkie dzieci zawsze dobrze i spokojnie śpią. Są jednak tacy dorośli, którzy nieustannie potrzebują cudzej uwagi. Wszystko ma się kręcić wokół nich, a jeśli się nie kręci, to oni dość szybko wykręcą coś takiego, co automatycznie przyciągnie zainteresowanie innych. Jeśli akurat nie zajmujesz się sprawami tej osoby, to już za chwilę się to zmieni, bo ona o to zadba. Niestety, ta uwaga polega głównie na dostępności i pilnowaniu samego siebie, by odpowiednio szybko oraz właściwie reagować. Chodzi o słuchanie o czymś, najczęściej niezbyt ważnym i odpowiadanie na liczne, niekończące się pytania lub wiadomości na błahe tematy. W ten sposób wszyscy marnują coś, co jest najcenniejsze, czyli swój czas. Tyle tylko, że dla tego, który go marnuje i zawraca innym głowę totalnymi pierdołami, dość często ubranymi w pozornie coś istotnego, ważnego, to nie jest marnowanie czegokolwiek. Ich zdaniem wtedy dzieje się coś ważnego. 
Atencja… Jakże często poświęcamy ją komuś, kto wcale nie jest jej wart, zaniedbując tych wartościowych, wartych uwagi i to niemal w każdej chwili.

czwartek, 23 stycznia 2020

Bzdura


Bzdura goni bzdurę i bzdurą pogania. Wszędzie pełno bzdur, niczym nikomu niepotrzebnych dziur, na przykład tych na ulicach. Bzdury robimy, bzdury mówimy i nawet bzdury śnimy. Tkwiąc w bzdurze, zmuszamy innych, by i oni w tym byli. Wszystko to jedna wielka bzdura, ale w niej tkwimy i tkwić musimy, często beznadziejnie uznając, że to normalne. To jedyna rzeczywistość, którą sami u siebie mamy. Dla wielu też jedyna, którą znają. W bzdurę zamieniamy nawet normalność i to, co bzdurą nie było i być nie musiało. Jakiekolwiek próby zmian bzdurnej rzeczywistości kończą się po najwyżej kilku próbach. Potem się poddajemy. Bzdura wygrywa. 
I choć tym, którzy poznają świat bez bzdur, na ogół on się bardzo podoba, sami sobie stwarzamy coś, czego być nie powinno, jedną wielką bzdurę, a wszystko to dlatego, że do niczego od początku do końca się nie przykładamy. Coś robimy, ale tylko tak na odczepnego, byle jak, aby było, a potem się dziwimy, że z tego tylko bzdury otrzymujemy. Nie wszyscy jednak się na to godzą, a ci mądrzejsi i odważniejsi podejmują radykalne kroki i z realiów pełnych bzdur raz na zawsze wyjeżdżają, emigrują, układając sobie wszystko od nowa w świecie, gdzie bzdury się tylko czasami zdarzają, gdzie mogą być i są trwale korygowane, a nie gdzie są pielęgnowane i konserwowane, gdzie są na porządku dziennym, dotkliwą codziennością i o które każdy nieustannie się potyka w niemocy ich pokonania raz na zawsze. Bywa wszak, że tam, gdzie ktoś próbuje niwelować jedną bzdurę, tworzy nową, nawet jeszcze większą niż ta, która miała być zneutralizowana.