Ludzie toczą ze sobą różnego
rodzaju walki, o wszystko i o nic, i to wcale nie dlatego, że muszą. Nie muszą,
ale toczą. Siłujemy się ze sobą na słowa i przepychamy, chociaż wokół zwykle mamy
wystarczająco dużo miejsca. Jednak tak się właśnie składa, że dość często zamiast
załatwić sprawy pokojowo i przyjaźnie, załatwiamy je konfrontacyjnie. Atakujemy
lub jesteśmy atakowani. Jedziemy po słabszym lub po słabościach, które u kogoś
dostrzegamy. Może jakaś mała pyskówka albo chociaż jakieś kąśliwe ironiczne stwierdzenie
z lekką kpiną?
Chcemy zmieniać świat na lepsze,
ale ten świat, mimo iż takich zmian może naprawdę bardzo potrzebować, wcale nie
chce się zmieniać. Dobre chęci wcale nie są dobrze widziane i odbierane. W
starciu z innymi bronimy czegoś, co nie jest warte obrony, ale jest nam znane i
w czym czujemy się bezpiecznie. Zmiany to niewiadoma, w którą niektórym ludziom
trudno się wybrać. Jednak by iść naprzód, trzeba postawić pierwszy krok, bo to
od niego wszystko się zaczyna.
Jest w nas jakaś, często
zupełnie nieuzasadniona chęć udowodnienia innym ludziom, że się mylą lub że są
w błędzie, który trzeba naprawić. W drażniący sposób pokazujemy, że jesteśmy
lepsi i wiemy bardziej. Nie przyjmujemy odmowy ani niewdzięczności. Wymagamy
uległości i zmian na lepsze, które będzie pod nas dobrze skrojone. To walka,
której raczej nie wygrywa się dla siebie, ale bardziej dla innych, bo to oni
skorzystają ze zmian, jeśli one nastąpią w kimś, kto wymagał i dokonał samonaprawy
lub skorygowania kursu.
(Czytaj też wpisy pt. „Walka” oraz „Walka dobra ze złem”)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz