Lubię, gdy są gdzieś w pobliżu, gdy łapią
wiatr w swoje białe żagle, czyli prądy powietrza w skrzydła i szybują nad wszystkim,
niejednokrotnie coś tam wykrzykując i z pewnością też wypatrując. Żaden inny
ptak nie wydaje takich dźwięków i odgłosów, takich okrzyków, takiego
nawoływania. Czasami siedzą na dachach i terkoczą, zupełnie jakby się śmiały,
co zawsze wzbudza mój uśmiech. Są takie majestatyczne, gdy stoją na swych
czerwonych łapkach zakończonych płetwami i rozglądają się ze skraju swych wysokich
punktów obserwacyjnych. Uwielbiają port i jego otoczenie, statki duże i małe,
kutry rybackie oraz wszelkiego rodzaju promy, ale także uliczne latarnie
położone na mostach nad wodą. Tam, patrząc z góry, mają wszystko pod kontrolą. Podrywają
się do lotu, krążą nad rzeką, jeziorem, nad zalewem i morzem. Mogą też spacerować
lub pływać po wodzie. W mieście czują się dobrze, u siebie. Zaglądają do okien
ludzkich siedzisk i szukają czegoś smakowitego do zjedzenia. Często znajdują,
gdyż są celowo lub też przypadkowo dokarmiane. W tym pierwszym przypadku
podnoszą krzyk i krążą wokół, wręcz bawiąc się samym procesem karmienia. Podczas
lotu zatrzymują się w miejscu i czekają na rzucenie kąska prosto do dzioba, z
którym szybko odlatują, gdyż konkurencja nie śpi. Drugi przypadek dotyczy
przypadkowego dokarmiania, gdy ktoś wystawi coś na balkon lub na przykład zimą
położy na parapet, bo w pobliżu nie ma lodówki. Wtedy rabuś pojawia się znienacka
i w ciszy robi swoje, czyli dobiera się do żarcia. Poradzi sobie z folią lub
papierem. Rozdziobie co trzeba i zostawi resztki.
Mewy są ze mną, w moim życiu od
dzieciństwa, poprzez młodość, aż po dorosłość, dojrzałość, i z pewnością będą
aż do śmierci. Są codziennie. Przelatują pojedynczo lub też w niewielkich
grupkach. Gdy pojawi się jeden ptak, to zwykle za chwilę jest też i drugi, a
potem kolejne. Mewy są ważne i nigdy mi nie przeszkadzają, nawet wówczas, gdy z
samego rana w domu lub podczas dnia w pracy głośno krzyczą, zawodzą, nawołują
oraz wtedy, gdy przychodzi mi sprzątać po ich bombowym nalocie.
Mewy głównie kojarzą mi się z morzem, ale w zasadzie są wszędzie tam, gdzie tylko jest woda. Gdy któregoś razu byłem w Świnoujściu na nadmorskiej promenadzie, to zauważyły, że jem loda i zaczęły krążyć nade mną. Pokruszyłem więc wafla i rzucałem im, a one były na to gotowe, zatrzymane w locie na wietrze, tylko czekały, by coś podłapać, chapnąć. Właśnie za to je lubię. ;-)
OdpowiedzUsuń