czwartek, 10 lipca 2025

Depresja czy lenistwo?

Każdego dnia poddajesz się nicnierobieniu i wmawiasz sobie, że to przecież dlatego, bo jesteś zmęczony. Po prostu słaniasz się na nogach i dlatego musisz się położyć. A najlepszą wersją tej czynności będzie ta przed koniecznie włączonym telewizorem, gdzie coś tam leci, i w zasadzie obojętnie co. Niech leci. Z pewnością cię ogłupi i sprawi, że patrzeć będziesz bez końca i umiaru. Czy o to ci chodzi? Nie, bo zawalasz sprawy, te swoje ważne sprawy, które zarówno mogą, jak  i nie mogą poczekać. Ciągle tkwisz w różnego rodzaju ekranouzależnieniach. I sam już nie wiesz, czy włączasz telewizor, aby cię obezwładnił i ogłupił, nawet tymi najmądrzejszymi programami i filmami, czy też jesteś tak obezwładniony i ogłupiony, że tylko telewizja może ci pomóc. Na pewno odciągnie cię od jakiejkolwiek pracy i myślenia na jakieś konkretne tematy. I może o to w tym wszystkim chodzi?
A w domu piętrzą się rzeczy do zrobienia. Wszystko ciągle czeka na bliżej nieokreślone jutro. Pranie? Może wstawię, a potem, już suche, może zdejmę później, jakoś tak zaraz, może jutro. Nie chce ci się.
Myślisz sobie, że pewnie to depresja. Masz jakiś taki płaczliwy nastrój. Melancholie, sentymenty...? Czym to wszystko jest? A gdy jechałeś dziś do pracy to w radiu leciał taki fajny kawałek, piosenka, jedna z tych, która mniej lub bardziej, ale zawsze cię wzrusza. O czymś przypomina i sprawia, że czujesz wyraźnie i wyraźniej, że coś straciłeś, o ile w ogóle to coś kiedykolwiek miałeś. Może straciłeś złudzenia i żal ci tego okrutnie? Płyną ci łzy po policzkach, ale zanim dojedziesz na miejsce, na pewno się ogarniesz, pozbierasz i nikt się w niczym nie zorientuje. Może nawet nie ma komu i w czym się orientować, bo dziś dla wielu ludzi najdalej widocznym punktem jest czubek własnego, zadartego do góry nosa.
Tak ci ciężko na sercu i w ogóle, w głowie. Jesteś też ociążały fizycznie. Na nic nie masz siły. Wydaje ci się, że jedyne co dostajesz, to cios za ciosem od mniej lub bardziej świadomych ciosowania ciebie ludzi, których masz wokół. Wiesz, że to minie, ale na razie nie mija i uporczywie trwa, zbyt długo. 
Nie masz kondycji i najmniejszej ochoty, by ją zdobyć, by wziąć się za siebie, ruszyć z miejsca. Nie masz siły na jakikolwiek wysiłek, a przecież żyjesz, a na to dopiero potrzeba energii. Jakoś ją jednak z siebie wykrzesasz, chociaż tak naprawdę czujesz, że jesteś jakiś przytłoczony, jakbyś na swych barkach dźwigał wielki ciężar. A przecież łykasz leki na uspokojenie, jednak sam nie wiesz czego. Nerwów? Przecież w zasadzie nie jesteś nerwowy. Może jakiegoś takiego niepokoju, który jest w tobie za dnia i w nocy. Cały jesteś bez mocy, obijasz się i potykasz, coś gubisz, zawieruszasz, jakieś rzeczy wypadają ci z rąk. Ciężko ci z tym, ale nie walczysz, poddajesz się, wycofujesz z wszystkich możliwych aktywności, z wszystkiego, z czego się tylko da. Z łatwością siebie przed sobą tłumaczysz i usprawiedliwiasz. No przecież masz rację. Kto, jeśli nie ty? Robisz wyłącznie to, co musisz i myślisz sobie też, że to wszystko, całe to zmęczenie, to przecież może być już starość. Co? Może za wcześnie? Może, a może nie? Zatem, choć wiesz, że to ci może zaszkodzić, ruchy redukujesz do minimum. Jednak codziennie musisz przecież coś zrobić, zatem jednak robisz. I tylko co jakiś czas naprawdę zastanawiasz się, czy to wszystko, to nie jest jakaś poważna sprawa, może depresja, a może jednak jedynie zwykłe lenistwo. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz