sobota, 5 lipca 2025

Naprzeciw

Nie jestem pewien, czy tego mnie nauczono, ale jakoś tak wyszło, że najczęściej wychodzę ludziom naprzeciw. Uprzedzam ich ruchy, by było im łatwiej, prościej, wygodniej, szybciej, przyjemniej, by widzieli moje zaangażowanie. Chcę płynąć z wiatrem i z nikim się nie siłować. Ma być miło, chociaż nie zawsze tylko i wyłącznie dla mnie. Chyba po prostu lubię wychodzenie naprzeciw innym ludziom. Sprawia mi to przyjemność i jest dla mnie naturalne, normalne. Tym samym sobie i innym przynoszę takie małe zadowolenia. I choć wydaje się, że tych wszystkich drobnych czynności zupełnie nikt nie dostrzega, to jednak wiem na pewno, że są zauważalne.   
Staram się umieć współpracować ze wszystkimi, chociaż ta relacja nie zawsze jest zwrotna, a bywa wręcz przewrotna, gdy tłumaczyć komuś trzeba, że nie musi mnie kochać, ani nawet lubić, by mnie szanować jako człowieka, dobrze współpracować i wspólnie realizować różne zadania. Zdarza się też, że lubię kogoś, kogo nikt nie lubi. Z różnymi ludźmi robię takie rzeczy, których – jak się potem okazuje – nikt z nimi nigdy nie robił lub oni z nikim nie robili. Odkrywają siebie i poznają nowe możliwości i bywa też, że są pełni autentycznej wdzięczności.
Czasami, niczym anioł, we właściwym miejscu spadam prosto z nieba. Pojawiam się tam, gdzie jestem potrzebny i gdzie coś mogę zdziałać, pomóc, choćby tylko coś wytłumaczyć, pokazać, powiedzieć. Zdarza się też, że otwieram przestrzenie wcześniej niedostępne dla innych. A potem ludzie w tych otwartych już przestrzeniach wędrują dalej samodzielnie, ośmieleni i dumni z siebie. Czasami też ze mną, ale najczęściej już beze mnie, jednak bez lęku, który zwykle towarzyszy wszystkiemu co nowe, nieznane i niepewne. Widziałem ich radość i zadowolenie. Nieraz też dane mi było usłyszeć słowa wdzięczności, proste, miłe: Dziękuję.
Zastanawiałem się po co mi to naprzeciw wychodzenie, i jak dotąd nie znalazłem żadnej odpowiedzi. Ja tak mam, i tyle. Może chcę spełniać oczekiwania ludzi? Może? Najczęściej jest jednak tak, że pojawiam się w miejscu, gdzie oczekiwań nikt raczej nie ma, a już szczególnie w stosunku do mnie. Jestem tu gdzie trzeba i to jest zaskoczeniem dla mnie i dla innych ludzi. Czy zatem chcę zostać zauważonym, zapaść w pamięć i tam zostać, może na dłużej, a jeśli nie, to choćby przez chwilę? Być nie przecinkiem lub kropką, ale wykrzyknikiem?
Zdarza się też, że z tym wychodzeniem naprzeciw czasami mam kłopot, bo nie wszyscy ludzie są gotowi na spotkanie z drugim człowiekiem. Nie okazują żadnej wdzięczności, uważając chyba, że wszystko po prostu im się należy. A tak przecież nie jest. Bywa też, że – szczególnie na koniec – jestem częstowany kopem w tylną część ciała. I tyle z tego mam. I wtedy sobie tak oto myślę: To nieprawda, że jeśli będę dobry, to zostanie to zauważone i adekwatnie nagrodzone. Nic takiego się nie dzieje. O zaszczyty i nagrody trzeba walczyć i się o nie upominać. Trzeba konfrontować się z innymi, no i dużo mówić, niekoniecznie robić. A ja wolę robić, w ciszy, spokoju, i nie lubię konfrontacji, co nie oznacza, że do niej nie dochodzi. 
Na początku naprzeciw jest zawsze nieprzewidywalny i obcy człowiek, który z czasem – co rzadkie – może sam się oswoi lub – co częstsze – da się oswoić. Może też pozostać dziki lub nawet zdziczeć jeszcze bardziej. W końcu jest przecież tak, że w oswojonym dzikusie pozostaje to, co było pierwotne, i może się obudzić w najmniej spodziewanym momencie. Wtedy to lepiej nie być naprzeciw ani nigdzie indziej w pobliżu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz