Są tacy ludzie, którzy wszędzie, gdzie
tylko się znajdą, z miejsca, od razu, natychmiast czują się tak, jak u siebie,
choć to „u siebie” może objawiać się wręcz takim zachowaniem, którego z
pewnością u siebie by raczej nie aprobowali, zwłaszcza gdyby dotyczyło to
innych ludzi, czujących się swobodnie lub wręcz nazbyt, przesadnie swobodnie.
Są tacy, którzy nigdy i nigdzie nie są u
siebie. Nawet we własnym domu, gdy mieszkają sami, są jakby niespokojni i niepewni
swego. Niby są u siebie, ale czują się tak, jakby byli u kogoś. Niczego nie
zmieniają, nie przestawiają mebli, rzadko robią remont, coś ulepszają,
upiększają i modernizują. Niektórzy żyją wręcz jakby w skansenie, odporni na
wszelkie zmieniające się trendy i standardy życia.
Ze stwierdzeniem „u siebie” jest pewien
kłopot. Trudno zdefiniować, gdzie to jest i kiedy naprawdę jest się u siebie, a
kiedy nie. Czy będąc u kogoś można jednocześnie być u siebie? Czy mieszkając z
kimś jest się u siebie czy raczej zawsze u nas? Czy zachowanie świadczące o
tym, że ktoś czuje się jak u siebie to na pewno zawsze trafne i właściwe określenie?
Czyż nie bywa tak, że mówiąc: Czuj się
jak u siebie, wcale nie chcemy, by ktoś właśnie tak się zaczął czuć i zachowywać,
by zaczął swobodnie otwierać szafki i szuflady, grzebiąc po nich, by rozglądał
się wszędzie i myszkował po kątach? Czyż Czuj
się jak u siebie nie oznacza Czuj się
jak u mnie, i choć możesz być swobodny, to jednak nie pozwalaj sobie na
zbyt wiele? Bowiem jeśli zaczniesz pozwalać sobie na zbyt wiele, nawet na to,
czego z pewnością byś nie zrobił u siebie, to z pewnością nie będzie oznaczało
swobody, lecz bezpardonową bezczelność.
Niektórzy ludzie nigdy nie byli i będą u
siebie. Zawsze to, co można by określić mianem „u siebie” musieli z kimś
dzielić – od dzieciństwa, poprzez młodość, dojrzałość, aż do starości. Jeśli
mieli, to tylko chwile, gdy przebywając na wspólnym, zostawali sami, ale
przecież tego nie sposób nazwać byciem u siebie, zwłaszcza wyłącznie u siebie.
Inni ludzie od dziecka mieli własną przestrzeń,
gdzie – kiedy tylko chcieli – mogli być wyłącznie u siebie i w zasadzie niemal wyłącznie
na swoich warunkach. W życiu dorosłym zwykle dbali, by nadal mieć taką
możliwość, gdyż nie chcieli z tego rezygnować, nawet mimo radości z możliwości
dzielenia wspólnej powierzchni z innymi, z bliskimi.
Można być też u siebie, ale w takich
warunkach i na takich zasadach, jakby było się u kogoś, gdyż nic lub niewiele
wolno, są zakazy konieczne do przestrzegania oraz nakazy i zobowiązania konieczne
do wykonywania.
U siebie jesteś wtedy,
gdy wszystko, absolutnie wszystko, co robisz, zależy wyłącznie od ciebie i nikt
nie mówi, nie musi ani tym bardziej nie może ci powiedzieć, co jest właściwe, a
co nie jest.
Dobrze mi u siebie i lubię być we własnej przestrzeni, ale bardzo nie lubię, gdy ktoś próbuje ją zawłaszczać, rozpycha się łokciami i zachowuje jak u siebie, podczas gdy jest tylko gościem.
OdpowiedzUsuńKiedyś, dawno, dawno temu, kiedy jeszcze mieszkałem u rodziców, gdzie miałem własny pokój, udało mi się stworzyć na tyle przyjazne i dogodne warunki, że drzwi pełne gości niemal się do mnie nie zamykały. Niektórzy z gości na tyle poczuli się swojsko, jak u siebie, że podczas mego kelnerowania - podawania kaw, herbat, napojów i przekąsek - zaczęli się umawiać na następne spotkania u mnie, zupełnie poza moją wiedzą. Wtedy najpierw doznałem szoku, ale zaraz potem uświadomiłem sobie różnicę między tym, czym jest bycie u siebie, a czym bycie u kogoś. Deficytową nieformalną kawiarnię zamknąłem raz na zawsze i odtąd organizowałem spotkania wyłącznie 1 na 1.
OdpowiedzUsuń