wtorek, 25 października 2022

Dyskrecja a paplanina

Dyskrecja jest rodzajem tajemnicy, która gdy komuś zostanie powierzona, to powinna już u niego pozostać. Tyle teoria, która występuje w postaci praktyki, ale też – chyba dość często – pozostaje jednak tylko teorią. W praktyce może to jednak wyglądać co najmniej trochę inaczej, nieco łagodniej i mniej restrykcyjnie dla osoby, która to jakoby tajemnicy ma dochować. Konsekwencje może ponieść co najwyżej ta osoba, która powierzyła komuś niedochowany sekret. No bo w końcu co grozi komuś, kto nie będzie zbytnio dyskretny? Może jedynie to, że nikt świadomy tego faktu nie powierzy mu już niczego w sekrecie? A może wręcz przeciwnie? Może to będzie taki specjalny sposób na przekazywanie informacji, które jako te dyskretne, są bardziej wyszeptywane z jednych ust do drugiego ucha, a potem kolejnych uszu i może też podawane dalej, w zasadzie nigdy nie stając się głośną sprawą, o której publicznie i z każdym się dyskutuje? 
Dość często osoby, które deklarują, że zależy im na dyskrecji, zazwyczaj same dyskretne nie są i – chcący lub niechcący – paplają na prawo i lewo to i owo o kimś tam, niby jakimś jednym i drugim, przy okazji podając na tyle dużo detali i szczegółów, że osoba, o której mowa może zostać rozpoznana przez słuchacza. Pozorne i komfortowe małe prawdopodobieństwo znajomości może nie zadziałać. Wtedy to dyskrecja bezpowrotnie tryska niczym bańka mydlana, po której może pozostać tylko tłusty ślad na podłodze. Po zniknięciu dyskrecji pozostaje zaś niesmak, a człowiek zaczyna lub powinien zacząć się zastanawiać nie nad tym, czego słucha, ale przede wszystkim nad tym, co i do kogo mówi, gdyż trudno przewidzieć ewentualne konsekwencje informacji puszczanej przez paplarza ot tak, po prostu, pocztą pantoflową, wciąż dalej i dalej, nie wiadomo po co i do kogo. 
A może to klauzula nadanej tajności powoduje u innych wypływ tych informacji na szersze wody? Może pokusa, by sekret komuś przekazać i nie zatrzymywać go wyłącznie dla siebie, jest zbyt ogromna? A może sprawy bez nadanej im klauzuli poufności wydają się wręcz nieciekawe, banalne, i to nawet wówczas, gdy wcale banalne nie są? 
O sprawach dyskretnych, czyli jakichś mniejszych lub większych cudzych tajemnicach, zwłaszcza tych powierzonych nam przez inne osoby, najlepiej w ogóle z nikim nie dyskutować, ale jeśli już język świerzbi i jest taka konieczność, by sobie pogadać, by się wygadać z tego, co się wie, wówczas można rozmawiać z innymi ludźmi, ale tylko i wyłącznie w taki sposób, by nie była możliwa identyfikacja osoby, której dotyczy to, o czym mowa na jej temat. 

1 komentarz:

  1. A czy zwierzanie się z własnych trosk najbliższej osobie i tylko tej osobie to też jest niedyskrecja? Czy jeśli ktoś uważany przez nas za najbliższą osobę nie odwzajemnia poczucia bliskości, a my jesteśmy na przykład jego wieloletnim partnerem i nie mamy pojęcia, że nie uważa nas za najbliższą osobę, bo na przykład on się nie zwierza ze swoich sekretów, tylko powierza je w tajemnicy przed nami swojej wieloletniej metresie, a na nas, osobę mu w tej sytuacji mniej bliską nie jak na kogoś, kto powierza mu swoje troski w zaufaniu, lecz jak na kogoś, kto mówiąc mu o czymś dla niego trudnym, jest w jego ocenie nielojalny wobec osób trzecich, to też mamy do czynienia z niedyskrecją? I czy jeśli osoba, którą my uważamy za najbliższą i zaufaną osobę, wykorzystuje powierzone mu sekrety przeciwko własnemu partnerowi, bo w sekretnych planach, których nie dzieli z kimś, kto go uważa za najbliższą osobę, ma zamiar go wkrótce porzucić, o czym porzucany nie ma pojęcia, to nadal mamy do czynienia z niedyskrecją nieświadomego sytuacji odtrącanego i krytycznie ocenianego partnera? I wreszcie - co w sytuacji, kiedy jeden z partnerów wie, że powierzył drugiemu swój sekret, ten sekret został komuś ujawniony, ale nie przez partnera, któremu sekret powierzono, tylko na przykład przez inną osobę, której także powierzył swój sekret, ale ten ktoś, kto powierzył swój sekret dwóm osobom, z racji większego zaufania do jednej z nich, a podejrzliwości wobec drugiej, niesłusznie przypisuje niedyskrecję i ujawnienie własnych sekretów, podczas gdy to ta druga, bardziej w jego ocenie zasługująca na dyskrecję osoba zdradziła jego sekret, ale nie chcąc się do tego przyznać, pozwala mu nie tylko przypisywać niedyskrecję tej drugiej, Bogu ducha winnej i niczego nieświadomej osobie, ale wręcz podejmować decyzje na podstawie tego niesłusznego podejrzenia, bo jest to w jego własnym interesie, by odwrócić od siebie uwagę i przerzucić podejrzenie na tę osobę, której rękoma osoby jej udającej zamierza się pozbyć? Czy jeśli nie możemy mieć stuprocentowej pewności co do tego, kto faktycznie zdradził nasze sekrety, to powinniśmy go odrzucać wyłącznie na podstawie własnych przypuszczeń i podsycanego przez kogoś podejrzenia, czy może lepiej byłoby podejrzewanej osobie zadać pytanie wprost, skonfrontować z nią nasze podejrzenia, zanim podejmiemy decyzję? Nie podejmujesz ze mną dialogu, więc zostawiam to pod rozwagę.

    OdpowiedzUsuń