Umiar – to słowo niektórym ludziom kompletnie nieznane, a już
szczególne tym, którzy są wiecznie nienasyceni i mają skłonności do przesady. Te
osoby mogą i powinny co najmniej próbować się powstrzymywać, niestety, jeśli
nawet to robią, to zwykle tylko na krótszą lub dłuższą chwilę, gdyż w umiarze nie
udaje się im zbyt długo wytrać, wytrzymać. Męczą się w umiarze. Chcą żyć w
pełni, czasami wręcz na krawędzi, na bogato, bo tak lubią i w zasadzie tylko
tak potrafią. Nie chcą być choćby na granicy tego, co jest właściwe. Wolą
wystawać poza dozwolone normy, kryteria, ramy, które obowiązują powszechnie lub
tylko w jakichś konkretnych okolicznościach. Jeśli nienasycony trafi na
nienasyconego, i to w tej samej dziedzinie, wówczas obaj mogą się sobą raczyć i
sycić do woli, aż do znudzenia. Gdy jednak nienasycony trafia na kogoś o
przeciętnych potrzebach, wówczas zaczyna się problem z umiarem, zwłaszcza dla
tego przeciętnego, który dość szybko może poczuć zmęczenie i znużenie. Presja
nienasyconego nie pomaga, wręcz szkodzi.
Umiar jest dobry zawsze i wszędzie, w każdej relacji,
niestety nie jest łatwy do osiągnięcia i utrzymania, zwłaszcza wśród osób
skłonnych do przesady. Umiar to sztuka, którą ma się w sobie, choćby dlatego,
że właśnie takie odczuwa się potrzeby, albo której wyuczyło się poprzez wychowanie
i kontrolę innych ludzi lub też reżim narzucony samemu sobie, czyli samokontrolę.
Bez umiaru, bez żadnych nakazów, zakazów i ograniczeń, gdyby każdy zaczął robić
to, co chce, wówczas zapanowałby chaos, anarchia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz