Każdy z nas jest niczym towar z ukrytą
wadą. Nawet jeśli początkowo jest wyśnionym i wymarzonym ideałem, to w miarę
dłuższej znajomości okazuje się posiadać co najmniej jakieś mankamenty, drobne
rysy i malutkie usterki. Początkowo nie są one żadnym problemem, ale z czasem
stają się uciążliwe, a bywa też, że potem są wręcz nie do wytrzymania. Znosi
się je z racji przywiązania. No bo cóż można począć z czymś, co ma wady? Oddać
do naprawy? Komu, gdzie, na jak długo? Samemu naprawić? A jeśli w wyniku
naprawiania tylko jeszcze bardziej wszystko się rozreguluje? Przecież nie
chodzi o bylejakość, ale o dobrą jakość. W końcu gdy mija gwarancja na różne
rzeczy, wówczas wszystko stać się może, zepsuć tylko częściowo lub wysiąść
całkowicie. A przecież na ludzi nikt gwarancji nie daje i dać nie może, nawet
każdy sam na siebie nigdy nie powinien jej wystawiać, bo to oszustwo oparte
tylko i wyłącznie na chęciach, aktualnych jedynie w momencie ich składania i
nigdy takich samych, nawet już chwilę później. To, że coś zostanie obiecane,
nie jest i nie może być żadną gwarancją, bo równie często obietnice są
zapominane, dość chętnie choćby tylko chwilowo łamane lub zupełnie odpuszczane,
bo danym słowem najczęściej przejmuje się jedynie obdarowany, dlatego lepiej,
gdy tego słowa w ogóle nie dostaje, gdyż wówczas chociaż nie poczuje się aż tak
bardzo dotkliwie oszukany. Są tacy swoiści specjaliści, którzy z rzeczy pewnych
robią niepewne, a z niepewnych – pewne. Tak być nie musi, ale niestety dość
często jest.
Gwarancje na towar, zwłaszcza ten z ukrytą wadą, można wyegzekwować za pomocą obowiązującego prawa, ale tych dotyczących ludzi nie da się załatwić w ten sam sposób, bo nawet gdyby się dało, to przecież nie o to w tym chodzi. Rzecz można wymienić, a co począć z jakąś konkretną osobą? Są tacy, których wymienić można dość łatwo, innych też, chociaż nieco trudniej, ale własnej rodziny zmienić się nie da. Są także ludzie, w których chcemy coś zmienić, ale których – nawet mimo różnych wad – nie chcemy na nikogo innego zamienić.
Gwarancje na towar, zwłaszcza ten z ukrytą wadą, można wyegzekwować za pomocą obowiązującego prawa, ale tych dotyczących ludzi nie da się załatwić w ten sam sposób, bo nawet gdyby się dało, to przecież nie o to w tym chodzi. Rzecz można wymienić, a co począć z jakąś konkretną osobą? Są tacy, których wymienić można dość łatwo, innych też, chociaż nieco trudniej, ale własnej rodziny zmienić się nie da. Są także ludzie, w których chcemy coś zmienić, ale których – nawet mimo różnych wad – nie chcemy na nikogo innego zamienić.
Zazwyczaj najpierw sama staram się zmienić i dopasować także mój świat do nowej osoby, a potem również z różną szybkością i intensywnością próbuję wprowadzać zmiany w jej życiu, choćby tylko te konieczne. Jeśli jednak wszystko zawiedzie i ostatecznie skapituluję, stwierdzając, że nie daję rady, wówczas nie pozostaje nic innego, jak wymiana kogoś na innego, nowego. Siebie w swoim życiu nie wymienię, choć mogę chociaż spróbować zmienić. Zamiast deklaracji, obietnic, wielkich słów i gwarancji wolę czuć wszystko, co ktoś ma w sercu, poprzez jego czyny.
OdpowiedzUsuńKażda gwarancja ma określone warunki zapisane punkt po punkcie. Trzeba ich przestrzegać, aby gwarancja działała. Problem w tym, że każdy z nas wcześniej lub później przekracza dozwolone punkty, a potem jest zdziwiony, że reklamacja nie zostaje uznana. Inną sprawą jest to, że dajemy sobie nawzajem gwarancje, ale wcale jednoznacznie i od początku do końca nie określamy zasad ich działania albo zmieniamy reguły już w trakcie jej trwania.
OdpowiedzUsuńMiałem kiedyś kumpla, który miał same wady i na dodatek był bez żadnych gwarancji. Jedyną jego zaletą było to, że był, ale i to też nie zawsze. Porypane to wszystko! ;-)
OdpowiedzUsuń