środa, 2 maja 2018

Desperacja




Desperacja to bardzo nieciekawy stan, w którym z jakiegoś powodu, co najmniej raz na jakiś czas zdarza się być każdemu. Bywa doskonale maskowana, zatem nie zawsze o desperacji ktokolwiek się dowie. Często jest trawiona we własnych trzewiach i choć jest naprawdę bardzo silna, w zasadzie w ogóle się nie objawia, zwłaszcza dla postronnych obserwatorów. Wie o niej jedynie sam główny zainteresowany, którego sprawa dotyczy. 
Desperacja to taki stan, gdy ci zależy i bardzo czegoś chcesz, a jednak nie możesz tego mieć. Komuś lub czemuś wcale na tobie nie zależy i wcale nie musi mieć do tego jakichś powodów, podobnie jak i tobie nie trzeba specjalnych powodów, by chcieć kogoś lub coś mieć. Dobrze jeśli w porę zorientujesz się, że twoje chciejstwo nie ma szans na realizację, bo wówczas na zewnątrz może nawet nie będzie widać tego, co się dzieje w tobie. I choć zawsze i wszystko trudno zdusić już w zarodku, można i trzeba być świadomym, i koniecznie wyciszać niepokój, wręcz szalejącą burzę desperackich emocji, którą można zaszkodzić innym ludziom i sobie. 
Desperat jest jak tonący, który dla swego ratunku nawet brzytwy by się chwycił, tyle tylko, że to w niczym nie pomoże, a może wręcz zaszkodzić. Dlatego, by się zbytnio w swej desperacji nie zagalopować i nie zrobić z siebie nachalnego intruza, bardzo ważny jest dystans, otrzeźwienie, oprzytomnienie i realne spojrzenie na fakty zamiast pogrążania się we własnej fikcji pożądania zmierzającego do zaspokojenia tego, co się chce, a co wcale nie musi być i zwykle nie jest podobnie odczuwane przez innych. Wybawieniem z problemu, który mógłby nastąpić w relacjach z ludźmi, bywa mocno absorbujące zajęcie odciągające od problemu lub zakrywająca wszystko nieśmiałość, z tym że naprawdę bardzo zdesperowany człowiek jest w stanie ją pokonać, by osiągnąć swój cel. A tak właśnie mogą rodzić się patologie. 
Desperacja, choć nie musi, może przynieść same szkody, gdyż będący pod jej wpływem człowiek jest jak pijany i dość często nie może na trzeźwo ocenić sytuacji, w której się znalazł.

7 komentarzy:

  1. Desperat potrafi być niebezpieczny! Uroi sobie coś w głowie i myśli, że wszystko może. Prze do przodu jak taran, który siłą rozwala wszelkie napotkane przeszkody. Pozbawiony kontroli, z łatwością dopuści się przemocy, którą sam przed sobą usprawiedliwi lub zbagatelizuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaaa... A w Smoleńsku brzoza napadła na samolot.

      W praktyce to jest tak, że najczęściej sami sobie najbardziej zagrażamy, zwłaszcza wszędzie widząc zagrożenie, podstęp i przewidując zagrażające nam zachowania innych, które im nawet do głowy nie przychodzą.

      Usuń
  2. Mam pytanie (oczywiście nie na temat, bo temat jest pesymistyczny, nieprzyjazny i wymagałby jechania po ludziach i ich przypadłościach) - dlaczego nie rozmawiasz z komentującymi? Dlaczego na Twoim blogu nie ma dialogów pomiędzy Tobą i osobami, które się wypowiadają, nie ma wymiany myśli i poglądów?

    OdpowiedzUsuń
  3. Ponownie nie na temat tego wpisu, ale jednocześnie na temat, do którego często wracałeś w swoich wpisach. Czyli o wstydzie.

    Zgadzam się z tym punktem widzenia, zgodnie z którym, choć często źródło poczucia winy i wstydu ma te same lub pokrewne źródła, to przejście w kierunku wstydu jako samooskarżania wyzwalającego w nas odruch ucieczki i blokującego nas w relacji z ludźmi, przekłada się na generalną negatywną samoocenę i paraliżuje nasze przyszłe działania, bo ze wstydu po prostu chcemy się ukryć, zapaść pod ziemię, zniknąć z pola widzenia, odciąć się, podczas kiedy pójście w kierunku poczucia winy (czyli "nie jestem zły", lecz" to, co zrobiłem, jest złe") pozwala nam po pierwsze, przejąć kontrolę nad własnym życiem, po drugie, koncentruje naszą uwagę związaną z poczuciem winy na wydarzeniu, z którego możemy wyciągnąć konstruktywne wnioski i dążyć do naprawienia wyrządzonej komuś niecelowo i nieświadomie krzywdy, a nie na samym sobie jako kimś, kto może być oceniony w wyniku tego, jaki jest, źle, i w związku z tym powinien się od siebie odciąć.

    Znalazłam trochę fajnych opracowań na ten temat, w tym świetne zestawienie różnic pomiędzy wstydem i winą w kontekście wpływu na nas i na nasze relacje z ludźmi, ale możesz, gdybyś też był zainteresowany, zerknąć na początek choćby tu, może też Cię zainteresuje.

    Podsumowując: wstyd prowadzi nas do stwierdzenia: "jestem złym człowiekiem" i w efekcie do bólu i cierpienia, od którego pragniemy się odciąć, nie widząc możliwości zmiany samego siebie.

    Poczucie winy natomiast prowadzi do wniosku "postąpiłem źle", ale skoro to było tylko złe postępowanie, to nie oznacza, że jestem złym człowiekiem, tym bardziej jeśli jestem w stanie uświadomić sobie, że jakieś moje konkretne zachowanie było złe. A więc jako dobry człowiek mam wpływ na swoje postępowanie i choć postępowania z przeszłości zmienić nie mogę, bo należy do przeszłości, mogę wpłynąć na swoje postępowanie teraz i w przyszłości, a błąd skorygować lub zmniejszyć jego konsekwencje, albo przynajmniej za nie przeprosić.

    Mądrzy ludzie w swoich badaniach kierują się przede wszystkim zrozumieniem problemu, a następnie opracowaniem reguł, które mogłyby pomóc drugiemu człowiekowi te problemy rozwiązywać. Warto sięgać po ich opracowania i przemyślenia, dla samego siebie i dla innych.

    Link tu: http://arturadamczyk.pl/pl/wstyd-i-poczycie-winy/

    OdpowiedzUsuń
  4. Wyobraź sobie dwa różne zachowania w tej samej sytuacji. Jedno z pozycji poczucia wstydu, drugie z pozycji poczucia winy.

    Dajmy na to, że jedziesz samochodem. Uważasz się za całkiem niezłego i przewidującego kierowcę, ale jest ciemno, widoczność jest kiepska i nagle przed maskę wypada Ci jakiś pijany człowiek wracający nocą do domu poboczem. Zachwiał się, stracił równowagę i wpadł Ci pod koła.

    Poczucie wstydu (koncentracja na JA) podpowiada, by uciec z miejsca zdarzenia i odciąć się od tej sytuacji i jej konsekwencji, bo pierwszy odruch to "rany, co JA zrobiłem", a odruch obronny podsuwa: "nie, TY nie mogłeś tego zrobić, więc nie masz z tym nic wspólnego". W konsekwencji uciekasz z miejsca wypadku i starasz się zatuszować okoliczności, przykładowo wymyślając historyjkę na ewentualność pojawienia się w drzwiach policji, że tamtą drogą nie jechałeś. I żyjesz nie tylko w poczuciu wstydu, ale i winy i strachu jednocześnie, starając się za wszelką cenę uniknąć utożsamienia zdarzenia z Tobą, a więc i konsekwencji tego zdarzenia. Czyli krótko mówiąc odcinasz się od tego siebie, który to zrobił (jak to nazwałeś, "rodzisz się na nowo w innym miejscu, zaczynasz od początku, tworzysz siebie na nowo" itd.). Natomiast kiedy nie utożsamiasz zdarzenia z samym sobą, ale z tym konkretnym zdarzeniem (czyli nacisk na "co ja ZROBIŁEM", a nie "co JA zrobiłem", to odruch ucieczki się nie pojawia albo ustępuje chęci naprawienia TEGO, co zrobiło się niezgodnie z samym sobą. Czyli wysiadasz, albo zawracasz, jeśli zdążyłeś odjechać, pochylasz się nad potrąconą osobą, sprawdzasz puls, dzwonisz na pogotowie, opisujesz ZDARZENIE, a nie siebie, odnosisz się do ZDARZENIA, a nie do siebie i tym samym robisz wszystko, co w tej sytuacji powinieneś zrobić, żeby mimo jego zaistnienia pozostać sobą i czuć, że mimo nieuniknionego postąpiłeś właściwie.

    I podobnie jest ze wstydem odczuwanym w innych okolicznościach, choćby, jak kiedyś pisałeś, w konfrontacji, z zestawienia samego siebie z osobą, której się wstydzisz. Jeśli, ponownie, skoncentrujesz się na SOBIE, to uznasz, że żeby pozbyć się przyczyny wstydu, musisz pozbyć się tej osoby, która w Twojej ocenie wstyd Ci przynosi. Ale jeśli skoncentrujesz się na ZDARZENIU, które doprowadziło do sytuacji zawstydzenia, to podejmujesz z taką osobą dialog, który pozwoli pozbyć się albo zdarzenia mogącego w przyszłości wiązać się z podobnym poczuciem wstydu, albo to zdarzenie już zaistniałe z taką osobą analizujesz, by mogła źródło Twojego poczucia wstydu zrozumieć i ewentualnie na swoje zachowanie wpłynąć, czyli dążysz do wyeliminowania wstydliwego zdarzenia, a je człowieka.

    Nie mogę się niestety odnieść do Twoich przemyśleń pod konkretnym wpisem, bo tamtego bloga w wersji umożliwiającej komentowanie już nie ma, wobec czego dzielę się swoimi przemyśleniami tu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Desperat to ktoś, kto ma chęci w stosunku do osoby, która ich nie ma. Myśli taki, że swymi chęciami zarazi niechętnego, ale im bardziej próbuje, tym bardziej zraża, a nie zachęca do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zdarzyło mi się być zdesperowanym, oj tak, nie raz, nie dwa, ale nigdy nie przekroczyłem pewnej niepisanej, nieuchwytnej granicy. Wcześniej niezauważalny, zwracam na siebie uwagę i spośród wielu bywam wybierany i zaakceptowany. Kobieta może początkowo nie być w nastroju, a mimo to udaje się ją pobudzić moimi chęciami, a nawet rządzą. W końcu nikt nigdy nie wie, kiedy i czy znowu się ktoś trafi! Jest wiele osób naprawdę zdesperowanych! ;-)

    OdpowiedzUsuń