Przepraszam to jedno z trzech bardzo
ważnych słów (pozostałe dwa to proszę i dziękuję) do stosowania na co dzień. To słowo klucz, którym czasami
można otwierać nawet solidnie zamknięte drzwi, słowo, którym można naprawić
nadszarpnięte relacje lub choćby tego próbować, bo pewne jest, że nie zawsze
wystarczy. Wypowiadając je, trzeba rozumieć to, co się mówi i – żeby miało to
sens – trzeba to czuć. Samo przepraszanie dla przepraszania może być tylko pójściem
na łatwiznę, głupim klepaniem tego, co nic nie znaczy, próbą złagodzenia czyjejś
bieżącej złości i niczym więcej, zwłaszcza gdy nie pójdą za tym żadne konkretne
czyny i nie zostanie naprawione zło, które zostało wyrządzone. Przepraszam i
już mam usprawiedliwienie dla siebie. Nie muszę już na nic czekać, bo
załatwiłem sprawę. A tu nie chodzi o samozadowolenie przepraszającego i w
efekcie kompletne pustosłowie. Oczywiście jeśli coś schrzaniłem i jeśli jestem
tego świadom lub jeśli mi to uświadomiono, to lepiej będzie, gdy przeproszę, niż
gdy nawet to sobie odpuszczę, ale za przepraszaniem powinno iść coś więcej, czyli
choćby chęć i próba lub próby działania, naprawiania błędów, uczenia się na
przyszłość i odpowiedniego reagowania na czyjeś emocje, uwzględniania ich w
swoim działaniu.
Wyższą formą przeprosin jest przepraszanie
i prośba o wybaczenie. Ktoś, kto prosi o wybaczenie ma świadomość popełnionych
przez siebie błędów, najczęściej też chce być dobrze zrozumiany, chce się
wytłumaczyć i to robi, a potem wręcz deklaruje poprawę lub jej próbę. Już tą postawą
stara się naprawić coś, co spieprzył i udowadnia, że mu zależy, nie wycofuje
się, nie poprzestaje na przeprosinach, nie idzie na łatwiznę i nie szuka dla
siebie wygodnych usprawiedliwień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz