niedziela, 24 sierpnia 2025

Zemsta

Zemsta to coś niezwykle wyrafinowanego, co nie zdarza się przypadkiem i niechcący. To swoista wyższa szkoła jazdy, zwykle wcześniej skrupulatnie zaplanowana i skierowana do realizacji w stosownym do tego momencie, najczęściej jednak przy najbliższej, dogodnej okazji. Chodzi o to, by emocje nie opadły i by zemsta była słodka, czyli przyniosła satysfakcję mszczącemu się osobnikowi, którego poznasz po mocno zaciśniętych ustach i zacietrzewionym grymasie na twarzy przypominającym uśmiech. Kpina będzie jego drugim imieniem.
Zemsta jest nauczką za popełnione przez innych błędy, wyraźną i odczuwalną karą, jakoby uczciwie spotykającą wszystkich tych, którzy na nią zasłużyli. Mściciel ma misję do wykonania i głęboko wierzy, że to właśnie jego życiowa rola, zatem rozstrzyga o cudzej winie i stosownej, jednak niekoniecznie adekwatnej i uczciwej karze. Jest zgłaszającym problem do siebie, na wzór zgłoszenia sprawy do organów ścigania, potem podejmującym decyzję o tym, co dzieje się w sprawie, czyli swoistą prokuraturą. Jest też sędzią ferującym konkretne wyroki, decydującym o skierowaniu zemsty do realizacji. I na końcu mściciel jest katem wykonującym wyrok. 
Kim zatem jest ktoś, kto gotów jest do zemsty? Naprawdę warto się nad tym zastanowić, by w naszym życiu błędy, które przecież zdarza się popełniać każdemu, nie trafiły na zawziętego mściciela uwielbiającego tylko swój porządek. Lepiej, by taki typ nigdy nie pojawił się w bliskim otoczeniu, i by nie miał możliwości samozwańczego samosądu.

wtorek, 19 sierpnia 2025

Uległość i asertywność

Uległość i asertywność są odległe od siebie jak dwa bieguny – północny i południowy. Są swoim przeciwieństwem, zupełnie jak czerń i biel. Trudno znaleźć osobnika, który byłby szary, czyli gdzieś pośrodku tych dwóch skrajności.
W uległości jest sporo naiwności i wiary w dobro drugiego człowieka. Ludzie ulegli to takie dobre, ufne i łatwowierne głupole, które nie zakładają, że ktoś może ich okłamać, oszukać, skrzywdzić, zranić i wykorzystać, dlatego dość często, między innymi po to, by wszyscy byli zadowoleni, godzą się na rzeczy dla siebie niekorzystne. Dla cudzej wygody popadają we własną niewygodę, a gdy już się w tym zorientują, wtedy cierpią i jest im bardzo przykro, bo nagle sobie uświadamiają jak do tego doszło i dlaczego to się stało. Nie toczą jednak żadnej wewnętrznej walki, nie chcą się zmieniać, by dla przyjemności móc odmawiać i być na NIE, ot tak, po prostu. Z chęcią niosą pomoc innym ludziom i to nawet wówczas, gdy jest ona niedoceniana. Są usłużni, ale nie tylko okazjonalnie, lecz na co dzień. Chcą, w miarę swoich możliwości, ułatwiać ludziom życie, czuć bliskość, więź, nawet z nieznajomym lub kimś, kto ma ich za swego wroga. Pytanie ludzi uległych brzmi: Czy mogę pomóc? 
Takiego pytania nie zadają osoby asertywne. One nie czekają na stosowny moment, by pomagać, bo ich pytanie to: Czy możesz mi pomóc? Najważniejsze są ich własne sprawy. Jeśli jednak próbują pomóc, to dlatego, że muszą lub po prostu mają w tym interes. Bo pomoc komuś jest dla nich kłopotem, dodatkową, niepotrzebną robotą, stratą czasu. Nie czerpią z tego radości i przyjemności, choć niejednokrotnie korzystają z życzliwości ludzi wokół siebie. Z łatwością odmawiają nawet drobnych usług i przysług. Na ogół nie zaprzyjaźniają się na stopie demokratycznej, bo nie chcą równać się z innymi i by inni równali się z nimi. Chodzi o to, by w stosunku do nich nikt nie mógł rościć sobie jakiekolwiek praw. Wolą zależności dyktatorskie. Innym ludziom chętnie wydają polecenia, nakazy, zakazy, rozkazy i różnego rodzaju upomnienia, a jeśli trzeba, to także kary. W ramach jak najlepiej rozumianej asertywności, innych ludzi nie muszą rozumieć, tolerować i liczyć się z nimi, gdyż zamiast tego mogą nimi pomiatać i pogardzać. A w tym wszystkim najbardziej przerażające jest to, że właśnie taka asertywność w ostatnim czasie wydaje się bardzo podobać coraz większej liczbie ludzi.

czwartek, 14 sierpnia 2025

Niezdecydowanie

Niezdecydowanie może być odebrane i często jest odbierane jako niechęć. Ktoś się w sobie z czymś miota, zastanawia lub wręcz przeciwnie  omija szerokim łukiem jakiś trudy temat, a na zewnątrz wygląda to tak, jakby miał z kimś kłopot, co jest bardzo przykre dla osoby, która się w tym zorientuje. To taka szarpanina, raz w tą, a raz w tamtą stronę, od euforii i maksymalnego zaangażowania po całkowitą obojętność i brak zainteresowania. Kto i jak długo jest w stanie coś takiego wytrzymać? To jest jak jazda na górskiej kolejce, fascynująca, pełna emocji i wrażeń, ale głównie dlatego, że trwa krótko i już na starcie widać, gdzie jest meta, finał. W przypadku niezdecydowania nie wiadomo, gdzie jest początek, a gdzie koniec. Zatem miotający się będzie miotał i tobą, może nawet nieświadomy swego zachowania lub konsekwencji. Jego walka z samym sobą przynosić będzie nieustanne ofiary pośród tych, którzy za bardzo się zbliżyli i dlatego, już jako winni, dostali się w tryby tej machiny niezdecydowania.
U niezdecydowanego to, jaki naprawdę jest, musi pozostać w tajemnicy. Bo co by było, gdyby nagle wszyscy się dowiedzieli? Strach pomyśleć, zatem pozostaje on nie tym, kim jest, ale w roli, którą społecznie został włożony, wpisany. W przeciwieństwie do tych nienormalnych, dziwnych i innych, on będzie normalny, czyli taki, jakim wszyscy go znają lub jakim chcą go widzieć. Dostosuje się do ogółu, nawet jeśli w tym dostosowaniu będzie niczym w obcej skórze, i będzie dobrze. Pytanie tylko komu i jak długo? Pozostanie w strefie komfortu, który tak naprawdę będzie dyskomfortem, bowiem nie da się uciec od siebie. Z czasem też okaże się, że bez względu na to, na kogo jest on przerzucany, nie sposób cały czas nieść przez życie ciężar zarówno własnego, jak i tym bardziej cudzego niezdecydowania.


sobota, 9 sierpnia 2025

Przekręcacze

Przekręcacze wszystko przekręcają. Z białego robią czarne, a z czarnego – białe. Z kłamstwa – prawdę, a z prawdy – kłamstwo. Chodzi o to, byś stracił orientację i kompletnie się pogubił, byś przestał wiedzieć co jest czym.
Przekręcacze z komplementu zrobią potwarz. Bez jakiegokolwiek tłumaczenia czegokolwiek, bez przeprosin wycofają się z czegoś, co sami zainicjowali lub do czego się zobowiązali. 
Bardzo chętnie, w ramach eksperymentowania i testowania wytrzymałości innych ludzi, zemszczą się za wszystko, nawet za rzeczy, których nie zaznali, ale które takie im się wydały. Nie będą dociekać i roztrząsać, gdy tylko poczują się dotknięci lub urażeni. To taka swoista dobra zabawa, podczas której nikt się dobrze nie bawi.
Przekręcacze raczej nie korygują swego zachowania, płyną z wiatrem i na fali, pozwalając sobie na wiele, na coraz więcej. Skierowaną do siebie piłeczkę, ponownie odbiją do przeciwnika, i tak bez końca. Bez choćby próby zrozumienia o co w tym chodzi. Idą w zaparte i walą na oślep. Jeśli trzeba, to na złość mamie odmrożą sobie uszy. Tak mają. 
Odpuszczają sobie każdy błąd i przewinienie, każdą kpinę, złośliwość, ironię, w zasadzie wszystko, ale tobie nie odpuszczą niczego. Odsuną się od ciebie, ale niekoniecznie wtedy, gdy będzie coraz gorzej, lecz dokładnie wtedy, gdy będzie coraz lepiej, bliżej, intymniej, milej. Skłamią na własne potrzeby i nawet tam, gdzie nie muszą, gdzie sprawy są zbyt błahe na jakiekolwiek kłamstwa. Niepewni siebie i swego, uważają, że wszystko wiedzą na pewno. Deklarują i bronią zasad, których najczęściej nie warto bronić. W zasadzie są zamknięci na to, co może dać im drugi człowiek, no chyba że są to lekcje, na przykład z trenerem personalnym na siłowni, za które płacą. 

poniedziałek, 4 sierpnia 2025

Dziuracze

Są ludzie, nazwę ich dziuraczami, którzy u innych nieustannie szukają jakiejś dziury w całym, a gdy jej nie znajdują, to sami ją robią i oto mają problem tam, gdzie go nie było.
Przykładają palec do jednego miejsca i wiercą tak długo, aż w końcu wywiercą choćby coś małego, jakąś taką malutką dziureczkę, którą potem tylko pogłębiają, aż w końcu uzyskują efekt końcowy, czyli dziurę. A ponieważ przy takim uporczywym działaniu zawsze znajdą się winni z jakimiś dziurami, zatem będą powody, by się czepiać.
Pierwszym sygnałem mogą być zupełnie niewinne, wręcz banalne rzeczy, jak na przykład emotikony, które stosować można zarówno w wiadomościach tekstowych, jak i różnego rodzaju komunikatorach.  Każdy emotikon coś tam znaczy, ale najczęściej nikt nigdy się nad tym nie zastanawia, a emotki zazwyczaj dobiera stosownie do stanu emocjonalnego, tekstu lub kontekstu. To często także zwykły wygłup, który ma cieszyć, bawić lub pokazywać nastrój piszącego. Dość szybko i łatwo można wyczuć intencje osób stosujących emotki i zazwyczaj nigdy nie są one agresywne, wręcz przeciwnie – przyjacielskie i miłe, przynoszące uśmiech na twarzy. Dziuracze doszukują się jednak w emotikonach głębszego kontekstu i dna, głębszych treści, podtekstów, których zazwyczaj tam nie ma. Nie widzą i nie czują intencji.
Z tego małego problemu komunikacyjnego wynikają potem następne, większe, coraz bardziej absurdalne problemy. Z igły robią się widły. W miejscu porozumienia pojawia się brak zrozumienia. 
W dziuraczach jest nieustający wewnętrzny niepokój, który próbują przelać na innych, nazywając go i myląc z troską o bliskich. Wydaje im się, że pomagają, ale tak nie jest. Zadając mnóstwo pytań, wywołują irytację, niepokój i rozdrażnienie. 
Dziuracze sami u siebie żadnych dziur nie widzą, choć mają je i to w miejscach, w których kompletnie byś się nie spodziewał. Ale odpuszczasz je, bo w relacjach między ludźmi nie da się normalnie funkcjonować, gdy ciągle rozpamiętujesz i punktujesz cudze potknięcia, słabostki. I nie szkodzi, że coś nie gra tak jak powinno, przecież nie zawsze grać musi, dopóki ktoś nie zrobi z tego problemu, jakiejś wielkiej sprawy, katastrofy, gównoburzy. Szkoda na to czasu i życia.

środa, 30 lipca 2025

Grunt to zacząć

Wszystko jest lepsze od tego, co musisz zrobić, zwłaszcza jeśli bardzo ci się nie chce i dodatkowo zaczniesz się jeszcze nad tym zastanawiać. Nie trać czasu, nie rób czegoś innego w zamian za coś co naprawdę powinieneś, i zamień zbędne dumanie na konkretne działanie. Grunt to zacząć, a potem to już jakoś pójdzie. Bez początku nie ma niczego. A potem, bez jakiegokolwiek oglądania się za siebie i gadania, trzeba tylko rozpędzić się w działaniu. Jeśli tylko się przemożesz i zaczniesz, to z pewnością potem będziesz z siebie bardzo zadowolony, dlatego rób co trzeba, bo warto. Lenistwo zawsze bierze górę, gdy tylko zaczniesz mu się poddawać, ulegać. Stosownie do twego nastawienia, zapanuje nadzieja lub beznadzieja, motywacja lub rozlazłość. 
Różne rzeczy i to, co zalicza się do obowiązków, nigdy same się nie zrobią, a ich odkładanie na bliżej nieokreślone później wydłuża tylko okres niezadowolenia z siebie, gdyż cały czas jesteś świadom wszystkiego, co czeka na zrobienie, z czego nikt cię nie zwolni ani też za ciebie nie zrobi. Dlatego, jeśli tylko możesz, to raczej działaj z wyprzedzeniem, a nie na ostatnią chwilę lub po czasie. Pamiętaj, że warto pokonać niechęć startu i początku, by dotrwać do zadowolenia, które zawsze towarzyszy dotarciu do końca, do celu. 

piątek, 25 lipca 2025

Widziałem ich

Widziałem ich. Ona i on. Siedzieli niedaleko, obok siebie. Oboje piękni. Neutralnie ładni. Wystylizowani i fajnie zrobieni. W zasadzie gotowi, by wskoczyć na wybieg i zaprezentować to, w co są ubrani. Ale siedzieli spokojnie i cieszyli się swoimi byciem, momentem, który mają razem, nawet wówczas, gdy on patrzył w komórkę. Co jakiś czas coś jej jednak pokazywał. Oboje słuchali muzyki na żywo. On pewny jej, a ona pewna jego. Bez pozorów. Dający sobie nawzajem ogromne wsparcie, poczucie bezpieczeństwa i stabilności. Silni sobą nawzajem. Potężni, wielcy. To było miło czuć. On dla niej, ona dla niego. To było widać. I to było piękne. Oni byli piękni. Widziałem w nich siebie. Znałem tę bliskość, znałem to uczucie spokoju i pokoju, to zadowolenie, że jest się tu i teraz z tą właściwą osobą. Oni niczego nie musieli i się nad niczym nie zastanawiali. Byli i trwali, a świat – na ich własnych zasadach – wirował wokół nich. Nikogo nie gonili. Jeśli już, to inni starali się ich dogonić. Niczego nie musieli, ale razem mogli wszystko. Bogowie życia! Siłacze! Mędrcy! Normalni ludzie, którzy na tym świecie odnaleźli siebie nawzajem. Odnaleźli też wspólną drogę, którą podążają. 
Nie wszyscy mają jednak tyle szczęścia, choć wielu chce zawsze czuć wsparcie i samemu je dawać. Brakuje tylko tego jednego właściwego człowieka – partnera i/lub przyjaciela. W takiej sytuacji, chcąc kochać i być kochanym, i przy dodatkowym założeniu, że miłość ta ma być bezwarunkowa, bezwzględna, czysta, prawdziwa, szczera, pozostaje tylko odpuścić sobie ludzi i wziąć psa. Zwierzę to, w przeciwieństwie do ludzi, zawsze bezwarunkowo kocha swego pana, jest wierne, wdzięczne i nie ocenia. Ma charakter i potrafi okazać swoje uczucia.

niedziela, 20 lipca 2025

Hit i cień tego, czym był

W życiu nieustannie dochodzi do kumulacji. Jak jest dobrze, to w każdej życia dziedzinie. Jak się wali, to też wszędzie wszystko naraz. 
Niemal w jednej i tej samej chwili pojawiły się dwie nowe osoby, które od razu, szturmem zajęły najważniejsze miejsca w moim życiu. Były niczym radiowy hit, który od momentu debiutu szybko tylko zyskuje na popularności, aż w końcu wskakuje na pierwsze miejsce listy przebojów. Wyżej już nie można! Hit pozostaje jednak hitem 
– raz na zawsze, a u ludzi bywa różnie  też tak to działa lub nie działa. 
Na początku jest tylko coraz lepiej, zatem z czasem nabieram pewności, że to nowe filary, na których zawsze będę mógł się oprzeć. Chociaż jest miło, naprawdę bardzo blisko, intymnie, i trwa to nawet przez jakiś dłuższy czas, to jednak kończy się tak samo nagle i szybko, jak się rozpoczęło. Zaczyna się od trudności umówienia się na spotkanie. Zamiast propozycji i terminu, pojawia się długa lista zajętości. Wyraźnie czuję jak walę w mur, od którego się odbijam. Nie jestem w stanie pokonać jakichś dziwnych niechęci, których kompletnie nie rozumiem. A przecież ostatecznie w każdym z tych przypadków nie pojawia się ktoś nowy, lepszy, ktoś bardziej. Nikt nikogo nie zastępuje, wszyscy zostają sami, niezwykle dumni z tego faktu, tak jakby opcja pójścia z kimś bliskim na kompromis miała być największą życiową porażką, katastrofą. 
Teraz czuję się jeszcze bardziej sam niż byłem wcześniej, ponieważ wtedy tej samotności w ogóle nie odczuwałem. Wszystko było tak, jak być powinno, niczego i nikogo nie brakowało, a teraz brakuje wszystkiego, co było dobre, a najbardziej wspólnie spędzanego czasu. Po bogactwie obfitości pozostała przerażająca cisza i pustka. Bo to nie jest ten przypadek, gdy ludzie umierają, ale taki, w którym odchodzą i żyją już poza moim życiem, zupełnie tak, jakbym nigdy wcześniej nie istniał. Żeby chociaż doszło do jakiejś kłótni albo jakichś poważnych nieporozumień. Ale nie, nie doszło. Zbliżyłem się za mocno i  niczym szczyt na radiowej liście przebojów  zostałem zdobyty, a skoro wyżej już nie można, to zaczęło się spadanie. I chociaż po tym drastycznym spadku mam jeszcze jakiś realny kontakt, to przypomina on raczej relacje z w zasadzie obojętnymi sobie ludźmi. Przykro na to patrzeć i tego doświadczać, dlatego nie pcham się tam, gdzie mnie nie chcą. Wiem, widzę to i czuję, że już nie pomoże żadna rozmowa, jakiekolwiek czegokolwiek wyjaśnianie. Mogę to zrobić, mogę pogadać, ale po takiej rozmowie, która pewnie będzie pełna zrozumienia i otwartości, może nawet deklaracji na przyszłość, znów spotkam się z działaniem jakże innym od zadeklarowanych słów. Wtedy zacznie jeszcze bardziej boleć i jeszcze większe będzie moje rozczarowanie. Wpadnę w otchłań pustki, którą trudno będzie czymkolwiek wypełnić. A im bardziej będę próbował cokolwiek zrobić i zbliżać się tam, gdzie mnie nie chcą, tym bardziej i boleśniej będę obrywał. To wszystko tylko wydłuży czas lizania ran po starcie tego, co było naprawdę najważniejsze. Zatem tkwię i muszę tkwić w nicości, patrząc tylko biernie na cień tego, co uważałem za prawdziwą przyjaźń i miłość. 

wtorek, 15 lipca 2025

Im dalej w las...

Im dalej w las, tym więcej drzew i tylko coraz gęściej i ciemniej, aż w końcu zaczynam się w tym gubić. To nie mój las, który znam i po którym lubię spacerować. To nie moja materia, w której lubię przebywać, ale jakimś zrządzeniem losu znalazłem się tu, jestem i muszę być. To nie wybór, ale tak właśnie wyszło i jest. W którymś momencie już sam nie wiem co widzę, słyszę, czuję, co wiem, a czego nie. Gdzie ja jestem i dokąd mam iść? Jak pokonać obcy las pełen różnych zarośli i drzew, by kompletnie nie pogubić się, nie zostać pokonanym, nie polec jakoś, gdzieś? Jak przez to przejść? Zastanawiam się, tym bardziej, że po drodze, dość niespodziewanie, zamiast jakichś drogowskazów i ułatwień, ginie – nie wiadomo kiedy i gdzie – ścieżka, którą kroczyłem. I nic tu po wiedzy, że raz przetarte szlaki zawsze gdzieś prowadzą. Teraz brnę w ciemno, w nieznane, jakże często w życiu, i bez względu na to, jak długo brnę, ciągle nie wiem jak właściwie i poprawnie iść. Niby czegoś tam się uczę, ale i tak nic nie wiem. Może powinienem się wycofać i wrócić? Tylko czy w ogóle możliwy jest powrót do punktu wyjścia, czyli wejścia w las? Przecież jeśli coś się stało, to już się nie odstanie. Improwizuję i nie mam pojęcia do czego to doprowadzi i jak się skończy. A ponieważ to moja własna droga przez las niewiadomych, nikt mi nie powie dokąd zmierzam i ostatecznie gdzie zajdę. Czy sam to wiem? Nawet jeśli niczego nie chcę, nie rozumiem i stoję w miejscu, to i tak – w tym staniu jednak dokądś podążam. Wszystko wokół mnie, choć wydaje się stabilne i stateczne, ciągle się kręci, jest w ruchu, zmienia się. 
Czy osiągnę jakiś cel, a może szczyt? Jeśli szczyt, to lepiej nie ten głupoty. Niech sama droga, w której nieustannie jestem, prowadzi i będzie celem. Niech będzie tylko lepiej i fajniej, a nie coraz bardziej mrocznie i nieprzewidywalnie, niebezpiecznie. Po zawiłych ścieżkach prowadzących przez las, niech w końcu pojawi się droga jasna, prosta i klarowna, pełna słońca i przewidywalna, będąca już samym celem, a nie tylko i wyłącznie nieustannie do niego prowadząca. 

czwartek, 10 lipca 2025

Depresja czy lenistwo?

Każdego dnia poddajesz się nicnierobieniu i wmawiasz sobie, że to przecież dlatego, bo jesteś zmęczony. Po prostu słaniasz się na nogach i dlatego musisz się położyć. A najlepszą wersją tej czynności będzie ta przed koniecznie włączonym telewizorem, gdzie coś tam leci, i w zasadzie obojętnie co. Niech leci. Z pewnością cię ogłupi i sprawi, że patrzeć będziesz bez końca i umiaru. Czy o to ci chodzi? Nie, bo zawalasz sprawy, te swoje ważne sprawy, które zarówno mogą, jak  i nie mogą poczekać. Ciągle tkwisz w różnego rodzaju ekranouzależnieniach. I sam już nie wiesz, czy włączasz telewizor, aby cię obezwładnił i ogłupił, nawet tymi najmądrzejszymi programami i filmami, czy też jesteś tak obezwładniony i ogłupiony, że tylko telewizja może ci pomóc. Na pewno odciągnie cię od jakiejkolwiek pracy i myślenia na jakieś konkretne tematy. I może o to w tym wszystkim chodzi?
A w domu piętrzą się rzeczy do zrobienia. Wszystko ciągle czeka na bliżej nieokreślone jutro. Pranie? Może wstawię, a potem, już suche, może zdejmę później, jakoś tak zaraz, może jutro. Nie chce ci się.
Myślisz sobie, że pewnie to depresja. Masz jakiś taki płaczliwy nastrój. Melancholie, sentymenty...? Czym to wszystko jest? A gdy jechałeś dziś do pracy to w radiu leciał taki fajny kawałek, piosenka, jedna z tych, która mniej lub bardziej, ale zawsze cię wzrusza. O czymś przypomina i sprawia, że czujesz wyraźnie i wyraźniej, że coś straciłeś, o ile w ogóle to coś kiedykolwiek miałeś. Może straciłeś złudzenia i żal ci tego okrutnie? Płyną ci łzy po policzkach, ale zanim dojedziesz na miejsce, na pewno się ogarniesz, pozbierasz i nikt się w niczym nie zorientuje. Może nawet nie ma komu i w czym się orientować, bo dziś dla wielu ludzi najdalej widocznym punktem jest czubek własnego, zadartego do góry nosa.
Tak ci ciężko na sercu i w ogóle, w głowie. Jesteś też ociążały fizycznie. Na nic nie masz siły. Wydaje ci się, że jedyne co dostajesz, to cios za ciosem od mniej lub bardziej świadomych ciosowania ciebie ludzi, których masz wokół. Wiesz, że to minie, ale na razie nie mija i uporczywie trwa, zbyt długo. 
Nie masz kondycji i najmniejszej ochoty, by ją zdobyć, by wziąć się za siebie, ruszyć z miejsca. Nie masz siły na jakikolwiek wysiłek, a przecież żyjesz, a na to dopiero potrzeba energii. Jakoś ją jednak z siebie wykrzesasz, chociaż tak naprawdę czujesz, że jesteś jakiś przytłoczony, jakbyś na swych barkach dźwigał wielki ciężar. A przecież łykasz leki na uspokojenie, jednak sam nie wiesz czego. Nerwów? Przecież w zasadzie nie jesteś nerwowy. Może jakiegoś takiego niepokoju, który jest w tobie za dnia i w nocy. Cały jesteś bez mocy, obijasz się i potykasz, coś gubisz, zawieruszasz, jakieś rzeczy wypadają ci z rąk. Ciężko ci z tym, ale nie walczysz, poddajesz się, wycofujesz z wszystkich możliwych aktywności, z wszystkiego, z czego się tylko da. Z łatwością siebie przed sobą tłumaczysz i usprawiedliwiasz. No przecież masz rację. Kto, jeśli nie ty? Robisz wyłącznie to, co musisz i myślisz sobie też, że to wszystko, całe to zmęczenie, to przecież może być już starość. Co? Może za wcześnie? Może, a może nie? Zatem, choć wiesz, że to ci może zaszkodzić, ruchy redukujesz do minimum. Jednak codziennie musisz przecież coś zrobić, zatem jednak robisz. I tylko co jakiś czas naprawdę zastanawiasz się, czy to wszystko, to nie jest jakaś poważna sprawa, może depresja, a może jednak jedynie zwykłe lenistwo.