Życie, ludzie i różne zdarzenia widziane poprzez emocje, jak i zupełnie na spokojnie. Prawda uniwersalna dla wszystkich oraz jednostronna, mająca zachęcać do myślenia, reagowania i polemiki
środa, 30 lipca 2025
Grunt to zacząć
piątek, 25 lipca 2025
Widziałem ich
Nie wszyscy mają jednak tyle szczęścia, choć wielu chce zawsze czuć wsparcie i samemu je dawać. Brakuje tylko tego jednego właściwego człowieka – partnera i/lub przyjaciela. W takiej sytuacji, chcąc kochać i być kochanym, i przy dodatkowym założeniu, że miłość ta ma być bezwarunkowa, bezwzględna, czysta, prawdziwa, szczera, pozostaje tylko odpuścić sobie ludzi i wziąć psa. Zwierzę to, w przeciwieństwie do ludzi, zawsze bezwarunkowo kocha swego pana, jest wierne, wdzięczne i nie ocenia. Ma charakter i potrafi okazać swoje uczucia.
niedziela, 20 lipca 2025
Hit i cień tego, czym był
W życiu nieustannie dochodzi do kumulacji. Jak jest dobrze, to w każdej życia dziedzinie. Jak się wali, to też wszędzie wszystko naraz.
Niemal w jednej i tej samej chwili pojawiły się dwie nowe osoby, które od razu, szturmem zajęły najważniejsze miejsca w moim życiu. Były niczym radiowy hit, który od momentu debiutu szybko tylko zyskuje na popularności, aż w końcu wskakuje na pierwsze miejsce listy przebojów. Wyżej już nie można! Hit pozostaje jednak hitem – raz na zawsze, a u ludzi bywa różnie – też tak to działa lub nie działa.
Na początku jest tylko coraz lepiej, zatem z czasem nabieram pewności, że to nowe filary, na których zawsze będę mógł się oprzeć. Chociaż jest miło, naprawdę bardzo blisko, intymnie, i trwa to nawet przez jakiś dłuższy czas, to jednak kończy się tak samo nagle i szybko, jak się rozpoczęło. Zaczyna się od trudności umówienia się na spotkanie. Zamiast propozycji i terminu, pojawia się długa lista zajętości. Wyraźnie czuję jak walę w mur, od którego się odbijam. Nie jestem w stanie pokonać jakichś dziwnych niechęci, których kompletnie nie rozumiem. A przecież ostatecznie w każdym z tych przypadków nie pojawia się ktoś nowy, lepszy, ktoś bardziej. Nikt nikogo nie zastępuje, wszyscy zostają sami, niezwykle dumni z tego faktu, tak jakby opcja pójścia z kimś bliskim na kompromis miała być największą życiową porażką, katastrofą.
Teraz czuję się jeszcze bardziej sam niż byłem wcześniej, ponieważ wtedy tej samotności w ogóle nie odczuwałem. Wszystko było tak, jak być powinno, niczego i nikogo nie brakowało, a teraz brakuje wszystkiego, co było dobre, a najbardziej wspólnie spędzanego czasu. Po bogactwie obfitości pozostała przerażająca cisza i pustka. Bo to nie jest ten przypadek, gdy ludzie umierają, ale taki, w którym odchodzą i żyją już poza moim życiem, zupełnie tak, jakbym nigdy wcześniej nie istniał. Żeby chociaż doszło do jakiejś kłótni albo jakichś poważnych nieporozumień. Ale nie, nie doszło. Zbliżyłem się za mocno i – niczym szczyt na radiowej liście przebojów – zostałem zdobyty, a skoro wyżej już nie można, to zaczęło się spadanie. I chociaż po tym drastycznym spadku mam jeszcze jakiś realny kontakt, to przypomina on raczej relacje z w zasadzie obojętnymi sobie ludźmi. Przykro na to patrzeć i tego doświadczać, dlatego nie pcham się tam, gdzie mnie nie chcą. Wiem, widzę to i czuję, że już nie pomoże żadna rozmowa, jakiekolwiek czegokolwiek wyjaśnianie. Mogę to zrobić, mogę pogadać, ale po takiej rozmowie, która pewnie będzie pełna zrozumienia i otwartości, może nawet deklaracji na przyszłość, znów spotkam się z działaniem jakże innym od zadeklarowanych słów. Wtedy zacznie jeszcze bardziej boleć i jeszcze większe będzie moje rozczarowanie. Wpadnę w otchłań pustki, którą trudno będzie czymkolwiek wypełnić. A im bardziej będę próbował cokolwiek zrobić i zbliżać się tam, gdzie mnie nie chcą, tym bardziej i boleśniej będę obrywał. To wszystko tylko wydłuży czas lizania ran po starcie tego, co było naprawdę najważniejsze. Zatem tkwię i muszę tkwić w nicości, patrząc tylko biernie na cień tego, co uważałem za prawdziwą przyjaźń i miłość.
wtorek, 15 lipca 2025
Im dalej w las...
Im dalej w las, tym więcej drzew i tylko
coraz gęściej i ciemniej, aż w końcu zaczynam się w tym gubić. To nie mój las, który znam i po którym lubię spacerować. To
nie moja materia, w której lubię przebywać, ale jakimś zrządzeniem losu znalazłem
się tu, jestem i muszę być. To nie wybór, ale tak właśnie wyszło i jest. W
którymś momencie już sam nie wiem co widzę, słyszę, czuję, co wiem, a czego
nie. Gdzie ja jestem i dokąd mam iść? Jak pokonać obcy las pełen różnych
zarośli i drzew, by kompletnie nie pogubić się, nie zostać pokonanym, nie polec
jakoś, gdzieś? Jak przez to przejść? Zastanawiam się, tym bardziej, że po
drodze, dość niespodziewanie, zamiast jakichś drogowskazów i ułatwień, ginie –
nie wiadomo kiedy i gdzie – ścieżka, którą kroczyłem. I nic tu po wiedzy, że
raz przetarte szlaki zawsze gdzieś prowadzą. Teraz brnę w ciemno, w nieznane,
jakże często w życiu, i bez względu na to, jak długo brnę, ciągle nie wiem jak
właściwie i poprawnie iść. Niby czegoś tam się uczę, ale i tak nic nie wiem. Może powinienem się wycofać i wrócić? Tylko czy w ogóle możliwy
jest powrót do punktu wyjścia, czyli wejścia w las? Przecież jeśli coś się
stało, to już się nie odstanie. Improwizuję i nie mam
pojęcia do czego to doprowadzi i jak się skończy. A ponieważ to moja własna
droga przez las niewiadomych, nikt mi nie powie dokąd zmierzam i ostatecznie
gdzie zajdę. Czy sam to wiem? Nawet jeśli niczego nie chcę, nie rozumiem i stoję
w miejscu, to i tak – w tym staniu jednak dokądś podążam. Wszystko wokół mnie,
choć wydaje się stabilne i stateczne, ciągle się kręci, jest w ruchu, zmienia
się.
Czy osiągnę jakiś cel, a
może szczyt? Jeśli szczyt, to lepiej nie ten głupoty. Niech sama droga, w
której nieustannie jestem, prowadzi i będzie celem. Niech będzie tylko lepiej i
fajniej, a nie coraz bardziej mrocznie i nieprzewidywalnie, niebezpiecznie. Po
zawiłych ścieżkach prowadzących przez las, niech w końcu pojawi się droga
jasna, prosta i klarowna, pełna słońca i przewidywalna, będąca już samym celem,
a nie tylko i wyłącznie nieustannie do niego prowadząca.
czwartek, 10 lipca 2025
Depresja czy lenistwo?
Każdego dnia poddajesz się nicnierobieniu i wmawiasz sobie, że to przecież dlatego, bo jesteś zmęczony. Po prostu słaniasz się na nogach i dlatego musisz się położyć. A najlepszą wersją tej czynności będzie ta przed koniecznie włączonym telewizorem, gdzie coś tam leci, i w zasadzie obojętnie co. Niech leci. Z pewnością cię ogłupi i sprawi, że patrzeć będziesz bez końca i umiaru. Czy o to ci chodzi? Nie, bo zawalasz sprawy, te swoje ważne sprawy, które zarówno mogą, jak i nie mogą poczekać. Ciągle tkwisz w różnego rodzaju ekranouzależnieniach. I sam już nie wiesz, czy włączasz telewizor, aby cię obezwładnił i ogłupił, nawet tymi najmądrzejszymi programami i filmami, czy też jesteś tak obezwładniony i ogłupiony, że tylko telewizja może ci pomóc. Na pewno odciągnie cię od jakiejkolwiek pracy i myślenia na jakieś konkretne tematy. I może o to w tym wszystkim chodzi?
A w domu piętrzą się rzeczy do zrobienia. Wszystko ciągle czeka na bliżej nieokreślone jutro. Pranie? Może wstawię, a potem, już suche, może zdejmę później, jakoś tak zaraz, może jutro. Nie chce ci się.
Myślisz sobie, że pewnie to depresja. Masz jakiś taki płaczliwy nastrój. Melancholie, sentymenty...? Czym to wszystko jest? A gdy jechałeś dziś do pracy to w radiu leciał taki fajny kawałek, piosenka, jedna z tych, która mniej lub bardziej, ale zawsze cię wzrusza. O czymś przypomina i sprawia, że czujesz wyraźnie i wyraźniej, że coś straciłeś, o ile w ogóle to coś kiedykolwiek miałeś. Może straciłeś złudzenia i żal ci tego okrutnie? Płyną ci łzy po policzkach, ale zanim dojedziesz na miejsce, na pewno się ogarniesz, pozbierasz i nikt się w niczym nie zorientuje. Może nawet nie ma komu i w czym się orientować, bo dziś dla wielu ludzi najdalej widocznym punktem jest czubek własnego, zadartego do góry nosa.
Tak ci ciężko na sercu i w ogóle, w głowie. Jesteś też ociążały fizycznie. Na nic nie masz siły. Wydaje ci się, że jedyne co dostajesz, to cios za ciosem od mniej lub bardziej świadomych ciosowania ciebie ludzi, których masz wokół. Wiesz, że to minie, ale na razie nie mija i uporczywie trwa, zbyt długo.
Nie masz kondycji i najmniejszej ochoty, by ją zdobyć, by wziąć się za siebie, ruszyć z miejsca. Nie masz siły na jakikolwiek wysiłek, a przecież żyjesz, a na to dopiero potrzeba energii. Jakoś ją jednak z siebie wykrzesasz, chociaż tak naprawdę czujesz, że jesteś jakiś przytłoczony, jakbyś na swych barkach dźwigał wielki ciężar. A przecież łykasz leki na uspokojenie, jednak sam nie wiesz czego. Nerwów? Przecież w zasadzie nie jesteś nerwowy. Może jakiegoś takiego niepokoju, który jest w tobie za dnia i w nocy. Cały jesteś bez mocy, obijasz się i potykasz, coś gubisz, zawieruszasz, jakieś rzeczy wypadają ci z rąk. Ciężko ci z tym, ale nie walczysz, poddajesz się, wycofujesz z wszystkich możliwych aktywności, z wszystkiego, z czego się tylko da. Z łatwością siebie przed sobą tłumaczysz i usprawiedliwiasz. No przecież masz rację. Kto, jeśli nie ty? Robisz wyłącznie to, co musisz i myślisz sobie też, że to wszystko, całe to zmęczenie, to przecież może być już starość. Co? Może za wcześnie? Może, a może nie? Zatem, choć wiesz, że to ci może zaszkodzić, ruchy redukujesz do minimum. Jednak codziennie musisz przecież coś zrobić, zatem jednak robisz. I tylko co jakiś czas naprawdę zastanawiasz się, czy to wszystko, to nie jest jakaś poważna sprawa, może depresja, a może jednak jedynie zwykłe lenistwo.
sobota, 5 lipca 2025
Naprzeciw
Nie jestem pewien, czy tego mnie nauczono, ale jakoś tak
wyszło, że najczęściej wychodzę ludziom naprzeciw. Uprzedzam ich ruchy, by było
im łatwiej, prościej, wygodniej, szybciej, przyjemniej, by widzieli moje
zaangażowanie. Chcę płynąć z wiatrem i z nikim się nie siłować. Ma być miło,
chociaż nie zawsze tylko i wyłącznie dla mnie. Chyba po prostu lubię
wychodzenie naprzeciw innym ludziom. Sprawia mi to przyjemność i jest dla mnie
naturalne, normalne. Tym samym sobie i innym przynoszę takie małe zadowolenia.
I choć wydaje się, że tych wszystkich drobnych czynności zupełnie nikt nie
dostrzega, to jednak wiem na pewno, że są zauważalne.
Staram
się umieć współpracować ze wszystkimi, chociaż ta relacja nie zawsze jest
zwrotna, a bywa wręcz przewrotna, gdy tłumaczyć komuś trzeba, że nie musi mnie kochać, ani nawet lubić, by mnie szanować jako człowieka, dobrze współpracować i wspólnie realizować różne zadania. Zdarza się też, że lubię kogoś, kogo nikt nie
lubi. Z różnymi ludźmi robię takie rzeczy, których – jak się potem okazuje –
nikt z nimi nigdy nie robił lub oni z nikim nie robili. Odkrywają siebie i
poznają nowe możliwości i bywa też, że są pełni autentycznej wdzięczności.
Czasami,
niczym anioł, we właściwym miejscu spadam prosto z nieba. Pojawiam się tam,
gdzie jestem potrzebny i gdzie coś mogę zdziałać, pomóc, choćby tylko coś
wytłumaczyć, pokazać, powiedzieć. Zdarza się też, że otwieram przestrzenie
wcześniej niedostępne dla innych. A potem ludzie w tych otwartych już przestrzeniach
wędrują dalej samodzielnie, ośmieleni i dumni z siebie. Czasami też ze mną, ale
najczęściej już beze mnie, jednak bez lęku, który zwykle towarzyszy wszystkiemu
co nowe, nieznane i niepewne. Widziałem ich radość i zadowolenie. Nieraz też
dane mi było usłyszeć słowa wdzięczności, proste, miłe: Dziękuję.
Zastanawiałem
się po co mi to naprzeciw wychodzenie, i jak dotąd nie znalazłem żadnej
odpowiedzi. Ja tak mam, i tyle. Może chcę spełniać oczekiwania ludzi? Może?
Najczęściej jest jednak tak, że pojawiam się w miejscu, gdzie oczekiwań nikt
raczej nie ma, a już szczególnie w stosunku do mnie. Jestem tu gdzie trzeba i
to jest zaskoczeniem dla mnie i dla innych ludzi. Czy zatem chcę zostać
zauważonym, zapaść w pamięć i tam zostać, może na dłużej, a jeśli nie, to
choćby przez chwilę? Być nie przecinkiem lub kropką, ale wykrzyknikiem?
Zdarza
się też, że z tym wychodzeniem naprzeciw czasami mam kłopot, bo nie wszyscy
ludzie są gotowi na spotkanie z drugim człowiekiem. Nie okazują żadnej
wdzięczności, uważając chyba, że wszystko po prostu im się należy. A tak
przecież nie jest. Bywa też, że – szczególnie na koniec – jestem częstowany
kopem w tylną część ciała. I tyle z tego mam. I wtedy sobie tak oto myślę: To nieprawda, że jeśli będę dobry, to
zostanie to zauważone i adekwatnie nagrodzone. Nic takiego się nie dzieje.
O zaszczyty i nagrody trzeba walczyć i się o nie upominać. Trzeba konfrontować
się z innymi, no i dużo mówić, niekoniecznie robić. A ja wolę robić, w ciszy,
spokoju, i nie lubię konfrontacji, co nie oznacza, że do niej nie dochodzi.
Na początku naprzeciw jest zawsze nieprzewidywalny i
obcy człowiek, który z czasem – co rzadkie – może sam się oswoi lub – co częstsze – da się oswoić. Może też pozostać dziki lub nawet zdziczeć jeszcze bardziej. W końcu jest przecież tak, że w oswojonym dzikusie pozostaje to, co
było pierwotne, i może się obudzić w najmniej spodziewanym momencie. Wtedy to lepiej nie być naprzeciw
ani nigdzie indziej w pobliżu.
-
Stale ktoś kogoś porównuje. Sam niemal nieustannie porównujesz i jesteś porównywany do kogoś innego lub nawet kilku innych. Ja...
-
Każdy człowiek ma wokół siebie jakieś otoczenie. Nie chodzi tu o tereny, wokół których mieszka, chociaż i one mogą być bardzo atrakcyjne ...
-
Agresor to ktoś, kto pierwszy atakuje, szczególnie wtedy, gdy nikt się nim nie zajmuje. To on zajmuje się wszystkimi i wszystkim, nawet ty...
-
Teoretycznie nikt nie lubi być na smyczy, czyli na uwięzi, którą ktoś trzyma w swoich rękach. Jako ludzie naturalnie chcemy być wolni i żyć...
-
Niemal każdemu dość łatwo przychodzi krytyczna, surowa ocena innych ludzi, której nie towarzyszy dłuższa obserwacja ani tym bardziej próba z...
-
Urojenia to taka wyższa forma życia marzeniami bardziej niż rzeczywistością, w której nad tym co jest, przeważa forma życzeniowa, czyli...
-
Nie warto wykonywać żadnych nerwowych ruchów, za to warto zachować spokój i opanowanie. Przeczekanie bywa sposobem na różnego rodzaju dziw...
-
Można żyć własnym życiem, mieć pomysł na siebie, na spędzanie wolnego czasu i samemu wychodzić z wszelkiego rodzaju inicjatywą. Można opowia...
-
Najpierw był blog SzczeRyS na portalu Interia, potem, po kilku latach i w pewnym sensie z konieczności, powstał SzczeRyS 2, a dwójkę z tył...
-
Solo to stan, w którym wreszcie masz czas na to, żeby zająć się sobą, swoimi sprawami, swoimi myślami. Cisza, spokój, zero rozpraszaczy – to...