niedziela, 20 lipca 2025

Hit i cień tego, czym był

W życiu nieustannie dochodzi do kumulacji. Jak jest dobrze, to w każdej życia dziedzinie. Jak się wali, to też wszędzie wszystko naraz. 
Niemal w jednej i tej samej chwili pojawiły się dwie nowe osoby, które od razu, szturmem zajęły najważniejsze miejsca w moim życiu. Były niczym radiowy hit, który od momentu debiutu szybko tylko zyskuje na popularności, aż w końcu wskakuje na pierwsze miejsce listy przebojów. Wyżej już nie można! Hit pozostaje jednak hitem 
– raz na zawsze, a u ludzi bywa różnie  też tak to działa lub nie działa. 
Na początku jest tylko coraz lepiej, zatem z czasem nabieram pewności, że to nowe filary, na których zawsze będę mógł się oprzeć. Chociaż jest miło, naprawdę bardzo blisko, intymnie, i trwa to nawet przez jakiś dłuższy czas, to jednak kończy się tak samo nagle i szybko, jak się rozpoczęło. Zaczyna się od trudności umówienia się na spotkanie. Zamiast propozycji i terminu, pojawia się długa lista zajętości. Wyraźnie czuję jak walę w mur, od którego się odbijam. Nie jestem w stanie pokonać jakichś dziwnych niechęci, których kompletnie nie rozumiem. A przecież ostatecznie w każdym z tych przypadków nie pojawia się ktoś nowy, lepszy, ktoś bardziej. Nikt nikogo nie zastępuje, wszyscy zostają sami, niezwykle dumni z tego faktu, tak jakby opcja pójścia z kimś bliskim na kompromis miała być największą życiową porażką, katastrofą. 
Teraz czuję się jeszcze bardziej sam niż byłem wcześniej, ponieważ wtedy tej samotności w ogóle nie odczuwałem. Wszystko było tak, jak być powinno, niczego i nikogo nie brakowało, a teraz brakuje wszystkiego, co było dobre, a najbardziej wspólnie spędzanego czasu. Po bogactwie obfitości pozostała przerażająca cisza i pustka. Bo to nie jest ten przypadek, gdy ludzie umierają, ale taki, w którym odchodzą i żyją już poza moim życiem, zupełnie tak, jakbym nigdy wcześniej nie istniał. Żeby chociaż doszło do jakiejś kłótni albo jakichś poważnych nieporozumień. Ale nie, nie doszło. Zbliżyłem się za mocno i  niczym szczyt na radiowej liście przebojów  zostałem zdobyty, a skoro wyżej już nie można, to zaczęło się spadanie. I chociaż po tym drastycznym spadku mam jeszcze jakiś realny kontakt, to przypomina on raczej relacje z w zasadzie obojętnymi sobie ludźmi. Przykro na to patrzeć i tego doświadczać, dlatego nie pcham się tam, gdzie mnie nie chcą. Wiem, widzę to i czuję, że już nie pomoże żadna rozmowa, jakiekolwiek czegokolwiek wyjaśnianie. Mogę to zrobić, mogę pogadać, ale po takiej rozmowie, która pewnie będzie pełna zrozumienia i otwartości, może nawet deklaracji na przyszłość, znów spotkam się z działaniem jakże innym od zadeklarowanych słów. Wtedy zacznie jeszcze bardziej boleć i jeszcze większe będzie moje rozczarowanie. Wpadnę w otchłań pustki, którą trudno będzie czymkolwiek wypełnić. A im bardziej będę próbował cokolwiek zrobić i zbliżać się tam, gdzie mnie nie chcą, tym bardziej i boleśniej będę obrywał. To wszystko tylko wydłuży czas lizania ran po starcie tego, co było naprawdę najważniejsze. Zatem tkwię i muszę tkwić w nicości, patrząc tylko biernie na cień tego, co uważałem za prawdziwą przyjaźń i miłość. 

1 komentarz:

  1. Dokonałem kilku modyfikacji w opublikowanym już wcześniej tekście, dlatego polecam go ponownie tym, którzy wcześniej czytali i zachęcam do lektury wszystkich pozostałych. Serdeczności na cały tydzień

    OdpowiedzUsuń