Dopuszczę cię do wszystkiego w nadziei, że to zauważysz, docenisz i że będziesz chciał w tym być. Dam ci wszystko z siebie, tyle, ile tylko da się dać. Dopuszczę cię do całego mego świata i wszechświata, czyli tego, co fizyczne, jak i niematerialne, duchowe. Wszystko to dam bez żadnego „ale”, lecz będę się przyglądać na to, co z tym robisz. Czy czerpiesz z tego garściami dla siebie i dla nas, czy też roztrwaniasz, bo przecież nie traktujesz tego poważnie, lecz jako cudze, obce, bo możesz sobie na to pozwolić, nie bacząc na wszystko i wszystkich? A może z tego, co ci pokażę weźmiesz jak swoje, jak należną należność wszystko to, co uznasz za najlepsze i potrzebne, a mnie po prostu przy okazji lub frywolnie bez okazji wyrzucisz z tego interesu jako zupełnie niepotrzebny w tym wszystkim element? I od teraz będziesz poruszać się po moim świecie i ukochanej przestrzeni, pokazując to wszystko tylko swoim ludziom. Będziesz udowadniał sobie i innym, że to właśnie był i jest twój wspaniały świat. To będzie taka twoja swoista wdzięczność, gorzka lekcja mojej naiwności.
Choć wcale nie musi, to właśnie taka może być cena dopuszczenia, którą trzeba będzie zapłacić, bez względu na wszystko.
„Choć”. Nie „chodź”.
OdpowiedzUsuńPoprawiłem błąd. Dziękuję bardzo
OdpowiedzUsuńNie ma za co 🙂
OdpowiedzUsuń