Są śluby i są rozwody. O ile śluby wydają się sukcesem, o
tyle rozwody – porażką.
Ludzie najpierw pobierają się, przy okazji składając
przysięgę, że aż po grób będą ze sobą razem, w zdrowiu i chorobie, w miłości, wierności
i uczciwości, a potem coś się zmienia i tę przysięgę postanawiają nie tylko
złamać, ale też ją unieważnić, anulować, zupełnie jakby nic nie oznaczała lub
jakby nigdy wcześniej nie miała miejsca. Faktem jest, że ludzie się zmieniają,
i to niekoniecznie z dobrych na jeszcze lepszych, ale najczęściej z tego, jacy
są – bez względu na to, jacy są – na gorszych. W ramach takiej przemiany z
dobrych, miłych, życzliwych i pomocnych sobie nawzajem stają się źli,
opryskliwi, leniwi i uciążliwi. Zamiast kochać się, przyjaźnić i dbać o siebie
nawzajem, zaczynają walkę, kłótnie, konfrontacje, które powodują wzrost
wzajemnej niechęci. Zamiast męczyć się ze sobą, postanawiają się rozwieść,
bowiem w takich okolicznościach rozwód wydaje się najlepszym rozwiązaniem,
które uratuje dwoje ludzi i pozwoli im na nowe ułożenie sobie życia z kimś
innym.
Są jednak rozwody niechciane lub chciane wyłącznie przez
jedną ze stron. Te rozwody są bardzo problematyczne, bolesne, a nawet
dramatyczne, bowiem z takich rozwodów nigdy nie będą zadowolone dwie
uczestniczące w nim strony. Rozwody niechciane to takie, do których dochodzi
nie za bardzo wiadomo po co i dlaczego. Gdzieś, w którymś momencie związku
pojawia się kłamstwo, które zaczyna żyć własnym, niewiadomym i trudnym do
przewidzenia życiem. To kłamstwo w końcu, wcześniej lub później doprowadza do rozwiązania
ostatecznego. Zamiast pracować nad związkiem, małżeństwem, stawiana jest
alternatywa – rozwód, który ma być rozwiązaniem na wszystko, lekiem na całe,
nawet to wyimaginowane zło. Co ciekawe, często to, co ma być wolnością następującą
po małżeństwie i rozwodzie, bardzo szybko okazuje się trudną do pokonania rzeczywistością
w samotności, i to nawet wówczas, gdy obok jest już jakaś inna, nowa osoba. Wydaje
się wówczas, że sprawy zaszły na tyle za daleko, że nie da się już tego
odwrócić i z wszystkiego wyjść z dobrą twarzą (czyżby? czy aby na pewno?). Dlatego
brnie się dalej w coś, co w ogóle nie powinno mieć miejsca.
Potrzeby, tak ważne choćby tylko dla jednej ze
stron, najczęściej okazują się możliwe do zrealizowania w ramach istniejącego związku,
bez koniczności jego burzenia. Konsekwencje rozwodu bez większego, głębszego
zastanowienia bywają bardzo bolesne, odczuwalne przez długie lata i to nawet
dla tej strony, która do niego z sukcesem parła i ostatecznie doprowadziła. Nie
ma zwycięzców, są tylko przegrani, zatem po rozwodzie trudno świętować, nie ma z
czego się cieszyć, nie ma komu gratulować, no chyba że jednego – głupoty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz